Lśni chorągiew pozłocista
Chrzęści zbroja szmelcowana
Jedzie, jedzie król Władysław
By poskromić bisurmana.
Po wąwozach grzmią cykady,
Koń królewski raźnie parska,
Dzielny Węgier, Jan Hunyady
Sprawia szyki kląc z madziarska.
Nad wzgórzami wstały zorze,
Wojsko w marszu rumor czyni,
– O, już widać Czarne Morze!
Mówi legat Cesarini.
Król naprędce je śniadanie,
Jan Hunyady wszedł z łoskotem:
– Nawalili wenecjanie,
Wycofali swoją flotę!
Król odstawił kubek z winem,
Blask mu strzelił spod powieki:
– Uderzymy za godzinę
A Wenecji – wstyd na wieki!
Jeszcze Warna w dali drzemie,
Jeszcze nisko stoi słońce,
A pancerni – strzemię w strzemię,
A pancerni – koncerz w koncerz,
A pancerni – kopia w kopię
Ku piaszczystym patrzą brzegom...
– No to cześć, daj pyska chłopie! –
Mówi król do Hunyadego.
I błysnęły jednym blaskiem
Setki mieczy wyszarpniętych
I zgrzytnęły jednym trzaskiem
Setki przyłbic zatrzaśniętych,
I zadrżała ziemia święta
I huknęły dzwony w mieście,
I ruszyli – najpierw stępa,
Potem kłusem, cwałem wreszcie,
Poszła świetna polska jazda,
Poszli Węgrzy niczym diabli,
Jak stalowa, ostra drzazga,
Jak błyszczące ostrze szabli,
I widziano jak lecieli
Pędem wielkim i szalonym,
I widziano, jak tonęli
W morzu Turków niezmierzonym.
Poczem z piórem, siadł nad kartką
Mnich uczony, stary skryba:
– Warto było, czy nie warto?
Odwrót byłby lepszy chyba...
Chrzanił zacny zjadacz chleba
Czas nad nami wartko goni,
I tak kiedyś umrzeć trzeba,
To już lepiej tak jak oni.
Zresztą – koniec dzieło wieńczy,
Mnich w klasztorze kipnął marnie,
A szalony król Warneńczyk
Ma grobowiec w pięknej Warnie,
I szanują go Bułgarzy
I nas – dzięki niemu – cenią,
Więc na czarnomorskiej plaży
Kłaniam się królewskim cieniom.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |