W dobry humor wpadł szef protokołu,
Ustalając w swoim gabinecie
Listę gości, którzy mieli siąść do stołu
Na uroczystym bankiecie.
Zachichotał, wychlapał dwie czyste,
Czknął figlarnie, sekretarza oddalił,
Mruknął: „No, ja wam ustalę listę”.
No i ustalił.
Pousadzał wbrew wszelkim przepisom
Obok siebie dyplomatów tych krajów,
Które się ze sobą stale gryzą
I się wcale nie kochają.
A wytworne żony dyplomatów
Poumieszczał na czas tej biesiady
Obok ambasadorów południowych sułtanatów
Jurnych i lubieżnych do przesady.
I żeby doprowadzić do jak największych zgrzytów,
Zamiast lekkiego wina kazał dać spirytus.
Następnie załatwił sobie lekarskie zwolnienie
I wyjechał na dwa dni w swoim volkswagenie.
Nie będę wam opisywać, jak to on jechał w aucie,
I że z jedną rudą jechał – też nie,
Ani nawet o tym, co się działo na tym raucie,
A działo się tam bardzo śmiesznie.
Dość że kiedy ze szczątków przyjęcia
Wyciągnięto ostatnich gości,
Gdy wzięto w gips pęknięcia
Licznych dostojników kości,
Zza dekoltów powyciągano kotlety i lody,
Na wokandę podano liczne rozwody,
Gdy szczęśliwie zażegnano wojny
I wysiudano personę non grata,
Sprawca nieszczęść zjawił się spokojny,
A tu jego zwierzchnik w krzyk:
„Toż pan jest szmata!
Pan w tych rzeczach nie zna wcale miary,
Pan ma jakieś zwyrodniałe fumy.
Patrz pan, jakie tu przyszły abmemuary,
A jakie tu ultimatumy.
Kraj jest w różne zatargi wplątany,
A o panu nawet słyszeć nie chcą wśród dworu”.
A szef protokołu westchnął:
„O rany, czy tu nikt nie ma poczucia humoru?”.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |