Co wieczora tato Pajacyk
Wkłada kostium by pójść do pracy,
Wkłada spodnie z wypchanymi kolanami
I zbyt duże kapcie z pomponami,
I melonik, co dziadkowi jeszcze służył,
I nos czerwony, sztuczny i duży.
A Pajacykowa, taty żona
Patrzy na tatę rozczulona
I z wyglądu jego się cieszy:
– Wiesz, dzisiaj jesteś wyjątkowo śmieszny.
A ten tata, to jest taki ewenement,
Że dla niego to akurat jest komplement,
Bo ktoś inny chciałby być przystojny,
Interesujący lub dostojny,
Albo ze swej piękności sławny,
A on musi być tylko zabawny.
Wyszedł tatuś Pajacyk z mieszkania
Idzie drogą, znajomym się kłania,
A mamusia dziecku szepcze czule:
– Kiedyś będziesz taki jak tatulek
Na to dziecko, jak to dziecko – szczere:
– Ja bym chciał być magistrem inżynierem.
Popatrzyła mamusia na syna,
Rozjaśniła jej się nagle mina,
Roześmiała się z aprobatą:
– Jaki śmieszny, całkiem jak tato.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |