Był listopad, więc szaro i deszcz z lekka kropił,
I nastrój w każdym calu był listopadowy,
A przy drodze na płocie siedzieli dwaj chłopi
I paśli sobie w rowie dwie dość nędzne krowy,
I wiedli tam rozmowę, co była swym trybem
Dostosowana w pełni do brzydkiej pogody,
Na przykład: – Latoś mamy bardzo fajny bimber!
Albo: – Rollingstonsy latoś wyszli z mody...
Ewentualnie: – Rzepak daje niezły dochód.
Względnie: – Bartłomiej syna zlał, jak w kaczy kuper!
A kiedy tak gadali, nadjechał samochód,
Który był wręcz niezwykły i wszystko miał super!
Dosłownie szał techniki, luksusu feeria,
Jak gdyby fragment filmu, lub bajka jak gdyby:
Dwieście mil na godzinę, lśniąca karoseria
I piękny pan widoczny przez lustrzane szyby,
A obok tego pana nylonowe kocię
Aż chłopi się zdziwili i zamilkli oba
I jeden, w roztargnieniu, złamał dechę w płocie,
A drugi splunął wprawnie i mruknął: – Cie choroba....
A wóz przemknął koło nich, przepyszny i śliczny,
Niklem i okuciami zaświecił jak neon,
I wyrżnąwszy z poślizgu w słup telegraficzny,
Zmienił się w mgnieniu oka w duży akordeon!
Wypełzli zeń podróżni jak dwie zmięte szmaty,
A miny mieli przy tym bezgranicznie głupie,
Aż jeden z chłopów mruknął tonem aprobaty:
– Takie coś, a rozbiło się na naszym słupie....[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |