Jan Dreptak wszedł do mieszkania
I stanął w pozie męczeńskiej,
Ponieważ zupełnie niechcący
I nie wiadomo po co
Przyłapał swą żonę Jadwigę
Na zdradzie pozamałżeńskiej,
Gdyż albowiem miał wrócić nazajutrz
A wrócił kretyn nocą.
I oto stoi jak kołek
Z miną grobowo ponurą,
I niezdecydowanie
Kapelusz w palcach kręci.
Czując niezwykłą tremę
Przed nadchodzącą awanturą,
Którą musi zaraz urządzić
Choć nie ma najmniejszej chęci...
Stoi i ma tę świadomość,
Że sam wszystkiemu jest winien,
Że niepotrzebnie zmienił
W ostatniej chwili plany
I wrócił do chaty dzisiaj
Choć jutro wrócić powinien
A tamten facet mruczy:
– „No zaczynajżesz pan, jak rany”.
Więc Dreptak posprzątał ze stołu,
Bo zaraz pięścią weń walnie,
Wyciągnął tragicznym ruchem
Dłoń ku niewiernej Jadwidze,
Chrząknął wytrzeszczył oczy
I krzyknął konwencjonalnie
Ogólnie przyjętym w tych razach
Sposobem: – „Ha! co ja widzę!”
Następnie już wszystko poszło
Według utartych schematów:
Pogotowie było, straż pożarna
I pan Miziak – posterunkowy.
A po kilku godzinach Jan Dreptak
Siadł na stosie połamanych gratów
I powiedział z ulgą do małżonki
– „No w zasadzie mamy to z głowy”.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |