Siedzę na ganku i piję piwo,
sójka na gałęzi uśmiecha się krzywo,
przyroda mnie otacza pod postacią kota,
pies się tarza w trawie, skończona już robota.
Siedzę na ganku i majtam nogami,
Wcale nie żałuję, że nie jestem z wami,
bo tylko tu mogę ten problem roztrząsać,
jaki jest cień kota o zachodzie słońca.
A po co ja będę jechał do miasta,
wcale nie muszę jeść z miasta ciasta,
nowych nazw ulic uczyć się na nowo,
że się nie zmienią, kto zaręczy głową?
Siedzę na ganku i majtam nogami,
Wcale nie żałuję, że nie jestem z wami,
bo tylko tu mogę ten problem roztrząsać,
jaki jest cień kota o zachodzie słońca.
Nic sobie nie robię z obronności granic,
liderów wszystkich partii dosłownie mam za nic,
nikt mnie nie wyciągnie z lasu na ulicę,
bym kamieniem rzucił w jakąś ladacznicę.
Siedzę na ganku i majtam nogami,
Wcale nie żałuję, że nie jestem z wami,
bo tylko tu mogę ten problem roztrząsać,
jaki jest cień kota o zachodzie słońca.
Daleko za lasem o wartościach mówią,
w pianie na ustach wartości się gubią,
tu piana w szklance cichutko opada,
słońce między drzewa powoli zapada.
Siedzę na ganku i majtam nogami,
Wcale nie żałuję, że nie jestem z wami,
bo tylko tu mogę ten problem roztrząsać,
jaki jest cień kota o zachodzie słońca.[2]
1. |
|
2. |
http://www.t-szwed.pl/ |