I
Dostałem ja żonę z żon wszystkich najlepszą,
Żyjemy więc sobie: i zgodnie, i ciepło.
Wokoło nas kręci się dzieci gromada,
A każde rumiane jak chałka na szabas.
I można powiedzieć, żem w łaskach jest nieba,
Bo czegóż mi więcej od losu potrzeba?
Lecz kiedy zaczynam na skrzypkach mych grać,
To w strunach coś płacze, to w strunach coś łka.
Dlaczego tak wielka pod smyczkiem ta łza?
Skąd w pieśni mych skrzypiec piołunu jest smak?
II
Mam swoje rzemiosło i chwalę je sobie,
Bo robię, co umiem, i lubię, co robię.
I wcale nielichy jest z tego pieniążek,
W sam raz, by bez biedy się w świecie urządzić.
I starcza mi domu: dla swoich i gości,
I nikt oprócz głodu tu u mnie nie pości.
Dlaczego więc kiedy na skrzypkach mych gram,
To żalu w nich tyle i tyle w nich skarg?
Dlaczego tak wielka pod smyczkiem ta łza?
Skąd w pieśni mych skrzypiec piołunu jest smak?
III
Nie wpadłem ja w łapy żadnemu z nałogów
I wszelkie choroby odganiam od progu.
Bóg wiele mi siły w dobroci swej zesłał,
Sto lat się pożyje i jeszcze dwadzieścia.
Ma człowiek rodzinę i chleb ma, i zdrowie;
I grzechem by było porównać się z Hiobem.
Więc czemu me skrzypki są mokre od łez?
Więc czemu tak smutno: i skrzypkom, i mnie?
Więc czemu me skrzypki są mokre od łez?
Więc czemu tak smutno: i skrzypkom, i mnie?[1]