Trąbi trąbka, trąbi –
hej, muzyczka gra!
A nas w dal upędza
ciężka dola, zła.
Jeszcze dziś nas łączy
wspólny, miły kąt,
a już jutro we świat
wyruszamy stąd.
Każdy w swoją stronę
we świat daleki
i się nie zobaczym
może na wieki.
Górą, to smugami,
przez piaszczysty puch,
nie wie o tym jeden,
co porabia druh.
Czy pioruny, słota,
czyli słońca blask,
idziem w nocne mroki
jak i w ranny brzask.
Czy krajobraz cudny
albo leśny „strach”,
wędrujemy raźno
w gąszczach, w nocach, mgłach.
Wieś czy gęste chaszcze,
idziemy co tchu –
O głodzie i chłodzie,
często i bez snu.
Czyha śmierć, zagłada
I ukryty wróg...
Kroczymy odważnie,
nie zaznawszy trwóg.
Szepce: Luby zostań! –
dziewczę jako kwiat.
„Rad bym ja pozostał,
lecz los pcha mnie w świat!”
Czai się w obławie
kilka pruskich zgraj,
warczą samojazdy,
poprzez bagna, gaj.
Choć w zażartej walce
nasz zwycięski bój,
mordem się na ziomkach
zemści pruski zbój.
Po burzliwej nocy
przyjdzie ranny świt
i mnie zajaśnieje
miły, trwały byt.
Powitam Ojczyznę
w blaskach rannych zórz,
ale was, druhowie,