Pomiatają mną hormony
Babki chcę jak potłuczony
Trudno myśleć jasno
Kłopot mam jak zasnąć
Bo widuję takie ciała
Aż mi wyobraźnia pała
W sklepie, lesie, mercedesie
W banku, zusie, autobusie
W wodzie, piachu, błocie
Pod płotem, na płocie
W sukniach, spodniach,
bluzkach, swetrze
Setki ciał na każdym metrze
Wzrok mi płonie, kapie ślina
Od myślenia mózg wygina
Chciałbym naraz wszystkie
Ale czy z tym pyskiem?
Ogolony i umyty
Tylko jakby już zużyty
Ale chciałbym przecież
Ciachem być kobiecie
Tylko ta zadyszka
Ten brzuch i czar pryska.
Nie mam już kondycji
Brak mi aparycji
Włos się trochę kruszy
Odstają mi uszy
Ta czterdziestka mi utrudnia
Toczyć piękne życie trutnia
Co siada na kwiatkach
A każdy to babka
Tyle tego z każdej strony
A ja ciągle wyposzczony
Taka moja dola wredna
Już nie wszystkie, choćby jedna!
Miało być wspaniale
A od roku wcale
Trudno, koniec, idę stąd
Chyba rozwód to był błąd[1]