Szedłem gdzieś, nie wiem gdzie
Kiedy pochwycili mnie
Ale ja szarpałem się
Więc w łeb mi dali
Kiedym ocknął się, był dzień
Miękkie łóżko, łeb jak pień
Duży pokój, jasna sień
Gdzie mnie zabrali?
Wtem nade mną staje ktoś
Ma łagodny miękki głos –
Pobłogosław – mówi – los
Będzie ci dobrze
Tu ci dadzą jeść i pić
Dadzą ci dostatnio żyć
Strój na tobie będzie lśnić
Tu płacą szczodrze
Poderwałem z łóżka się, patrzę po sali
Kilkunastu takich po niej snuje się
Wykastrowali mnie, wykastrowali!
I w kastratów chór wcielili mnie!
I stoimy na galerii, chór kastratów
Płynie nasz łagodny śpiew, pochwalny śpiew
Laudatur śpiewamy, laudatur
Głos nasz równo i szeroko niesie się.[1]