Moja żona mnie dzisiaj skrzyczała,
Powiedziała, że mazgaj, że głupi,
Że się za mnie ze wstydu rumieni,
Kiedy wreszcie zmądrzeję już raz!
A na śmiesznym tle sprawa powstała,
Poprosiłem, poziomek niech kupi.
Zdziecinniałeś, powiada, w jesieni?
To już jesień? Jak leci ten czas!
I westchnąłem: No patrz, już po lecie,
Po wakacjach, po słońcu, mój Boże,
Już się robi szaruga na świecie,
Jasnych spodni już chyba nie włożę.
Wkrótce zaczną się deszcze i słota.
Na to ona... przepraszam, idiota!
Uśmiechnąłem się: mów sobie zdrowo,
Ty wiesz swoje, a ja swoje wiem.
A mnie jest szkoda lata
I letnich, złoty wspomnień.
Niech mówią – głupi o mnie,
A mnie jest żal...
Za oknem szaro, smutno,
A jeszcze przed miesiącem
Wesoło, zieleń, słońce,
Naprawdę żal.
To tak jak gdyby ktoś najdroższy nagle odszedł
I zabrał radość, uśmiech, a zostawił łzy.
Dlatego żal mi lata
I ludzi żal, i nieba,
Po którym płyną smutne,
Jesienne mgły.
Człowiek pensję ma gorzej niż marną,
Dwieście złotych miesięcznie, niewiele,
Ale w lecie tych dwieście to suma,
Można za nią, jak król jakiś żyć.
Słońce grzeje, opala za darmo.
Wisłę gratis masz w każdą niedzielę,
Ptaki dają bezpłatne koncerty,
Nawet nie chce się jeść i pić!
Jesień, owszem, jest piękna, bogata
Bardzo strojna i pełna kolorów,
Ale skąd, skąd jesieni do lata,
Do lipcowych, sierpniowych wieczorów.
Jeszcze trochę i zima przyleci,
Pełna śniegu, zawiei, zamieci,
A mnie w głowie poziomki i głupstwa,
Jakaś Wisła i koncert, i las...
Bo mnie jest szkoda lata...[2]