Ta noc nieszczęśliwa,
aż serce omdliwa
w mym ciele,
często się przewracam,
gdzie jest twardo, macam,
i ścielę.
Aż oto wcale o północy
gwałt krzyczą z całej swojej mocy
że gore.
A tak przestraszony
pędzę polem w strony
z palicą
i słucham statecznie,
gdzie wilcy bezpiecznie
kalicą
bydlęta czyli też pastuchy.
Aż znowu przeciwne rozruchy:
parobcy,
Z pola uciekają,
o Bogu gadają
z Bartosem,
że anieli w bieli
pod niebem krzyczeli
swym głosem.
Aż ja się ich z radością pytam
i wszystkich bardzo mile witam,
co znaczy.
Lecz mi Bartos stary,
co chodził do fary,
tłumaczy,
że się Jezus rodzi,
witać się Go godzi,
Ignacy,
bo to jest Syn Boga żywego,
trzeba by udarować Jego,
co kto ma.
Więc gruszek opałkę
wsypałem w kobiałkę,
i kurę,
Bartos wziął koźlątko,
Kuba zaś jagniątko
ponure,
Grzegorz się z swym skopem morduje,
ciągnie go, ten mu wyskakuje,
nie chce iść.
Aż tu Szymon krzyczy,
że mu prosię kwiczy
we worku;
puszcza go czym prędzej
i przed sobą pędzi
na sznurku.
Jan stary mleka dzbanek wlecze
ogromny, aż mu z niego ciecze,
i serek.
Kasper jaj pół kopy,
koguta spod szopy
porwawszy,
Maciek zaś śmietany
dzbanek polewany
nalawszy,
prowadzi kozę uporczywą,
ta śpiewa piosnkę przeraźliwą
po drodze.
Krzykają, śpiewają,
kto jak umie, grają
na basach,
a koźlęta skaczą,
rogami kołaczą
na pasach,
Kuba zaś jako oparzony,
przykrywszy na głowie kołtony,
tańcuje.
Nieszczęście spotkało,
koźlę się urwało,
uchodzi,
Klimek bardzo smutny,
bo tu wilk okrutny
nadchodzi;
lecz dobrze, że z sobą nabrali
batogów, jak duzi tak mali,
i pałek.
Kuba dobrze znany
z ręki swojej prawej,
jak bije;
od węzła srogiego
i Kuby wielkiego
wilk wyje.
Alić już do szopy wstępują
i Syna Boskiego całują
we żłobie.
Skoro się wszyscy nacieszyli,
wesoło razem wykrzyknęli:
Chwała Panu Bogu !(1)[1]
(1) Ostatnie 3 wiersze śpiewa się na melodię 6 ostatnich taktów.