Z niejednegośmy pieca
jedli chleb na wojence,
śnieg nam świecił jak świeca,
kolba tliła się w ręce,
szła po stepie kostucha
i patrzyła nam w twarz,
i szeptała do ucha,
że nie dojdzie nikt z nas.
Tam, gdzie zaułek pełen jaskółek
i gdzie przed domem zielony klon,
tam, gdzie w turkocie
kiwa się w słocie
siwy dorożkarz i siwy koń,
gdzie stary zegar
godzin przestrzega,
tam, gdzie nas nie ma,
gdzie jesteś ty –
siedzisz przy stole,
liczysz w mozole
lata daremne jak łzy, jak łzy.
Step nam zniknął przed laty,
zgasła świeca ze śniegu,
milczą nasze armaty,
lecz my trwamy w szeregu,
aby nigdy kostucha
nie patrzyła nam w twarz,
nie szeptała do ucha,
że nie dojdzie nikt z nas.
Tam, gdzie zaułek...[1]