Inne marzą o Taunusach i Fordach,
Lub powiedzmy o pobycie w Miami,
A ja chciałabym mieć zwykłego lorda
W szapoklaku i z bokobrodami,
Żeby był po prostu z wyższych sfer
I żebym mogła do niego mówić „sir”.
Byłoby mu u mnie całkiem fajnie:
Mógłby porozmawiać ze mną o Einsteinie,
Mógłby dziergać, albo czytać bajki
I kupowałabym mu tytoń do fajki
I pozwoliłabym mu jeździć rowerem
I tak żylibyśmy we dwoje, ja z tym sirem.
Tylko raz na tydzień przy niedzieli,
Albo, gdyby wolał, to przy środzie,
Wsadzałabym go siłą do kąpieli
I zanurzała razem z głową w wodzie,
Żeby się porządnie wodą opił,
Oraz w pewnym czasie się przytopił,
Lecz nie całkiem. Po czym bym starannie
Mu robiła sztuczne oddychanie
I lord byłby znów zadowolony,
Tyle tylko, że często topiony.
A mnie szczęście i duma rozpiera
I podziwu szepty słyszę nareszcie:
– O idzie właścicielka topionego sera!
Jej topiony ser jest najlepszy w mieście![1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |