To chyba był karnawał w Rio
Mój wymarzony Nowy Rok
Chciałam od nowa zacząć wszystko (jak w san Francisco)
Bo pijana wtedy byłam w sztok
Wrzeszczałam
Rzucam palenie
Panowie Panie
Rzucam chlanie
A żeby było jeszcze piękniej
Nie przeklnę
I na noc się nigdy nie najem
Lecz nie minęły dwie niedziele
Znów miałam w domu skład butelek
A gdy minęły trzy tygodnie
Kupiłam sobie szersze spodnie
Rok później byłam w Di Janeiro
Lecz miałam już mądrzejszy plan
Więc choć wypiłam znów za wiele (Jak w gminie Wieleń)
Nie obiecałam wielkich zmian
Wrzeszczałam
ograniczę picie
Wypalę
Sporo mniej Marlboro
A żeby było przyzwoiciej
Nie przeklnę
No chyba, że mnie wkurwicie
Najgorsze były pierwsze dni
Bo potem zmiany przeszły mi
A kiedy minął pierwszy tydzień
Mówiłam kurwa jeszcze brzydziej
A kiedy był karnawał w Diego
Już byłam Alfą i omegą
Wybiegłam nago na ulicę (choć styczeń)
Krzyczałam czego wszystkim życzę
A więc
przepijmy obietnice
Niech zmiany
idą do wymiany
Bo od tych postanowień
To człowiek
Po prostu zapada się w sobie
I tu się przyda jeszcze puenta
Rzuć papierosy, chodź na skręta
I już zupełnie tak na finał
Nie chlej już wódki, chodź na drina.[1]
1. |
Szpak, Ścibor |
2. |