Ty znasz moich przyjaciół – moich wrogów,
ich twarze uśmiechnięte
bez różnicy
zdań zbyt głośno szeptanych,
słów zbyt prędko wypowiadanych,
które znów przyjdzie za dobrą monetę
– policzyć.
Ty znasz moje myśli, moje słowa,
i te intymne, i te na przekór –
dzień po dniu wypowiadane,
dzień po dniu przeklinane,
dzień po dniu, a jakby po wiek
– wieków.
Ty znasz nieśmiałe jeszcze noce
płaczem zbyt głośnym przerywane –
płaczem jeszcze nieprzeczuwanym
i ciągle nienazwanym,
z którego znów przyjdzie się śmiać
– nad ranem.
Ty wiesz, że nic się nie odmieni
i strach znaczy to samo,
co wczoraj znaczył –
lecz nie wiedzieć czemu
są dni, w których znowu
przychodzi kolejnym wrogom
– wybaczyć.[1]