Warszawo, matko, jak nas to dręczy,
Straciłaś dzieci dwieście tysięcy!
Niemała rozpacz w twym sercu była,
Gdy dziatwa twoja we krwi broczyła.
Jak rozjuszony zwierz, tak mordował,
Nie szczędził nawet, choćbyś się schował.
Jak wampir polską krwią się nasycał,
Pałał wściekłością i zgrozą dyszał.
Rzucał granaty, bił pociskami,
Ginęli od kul lub pod czołgami.
Ulica we krwi się zabraczała,
Kiedy stolica w męce konała.
Ach, co za straszny obraz ponury!
Tu znowu bomby sypią się z góry,
A domy w gruzy się zamieniały,
Pożary straszne obejmowały.
Z wysokich pięter ludzie skakali,
Niemcy przez okna dzieci rzucali,
A na ulicach śmierć ich tuliła.
Ach, ty Warszawo, coś ty przeżyła!
Tu detonacje słychać dokoła,
Tu znów w rozpaczy niewiasta woła:
Gdzie moje dzieci, gdzie mąż kochany!
Pewno gruzami już przysypany!
Tam polskie syny bronią stolicy,
Krwawa rzeź straszna w każdej dzielnicy,
A na ich twarzach znać dziarską minę,
Żyć dla Ojczyzny albo też zginąć.
I dla cię walczą dzieci kochane,
Bo jesteś zawsze sercu oddana,
A jeśli zginę od kuli wroga,
Pomnij, zmów pacierz za mnie do Boga!
Bo nic lepszego, jak ta Ojczyzna,
Na czole piętno, a w sercu blizna,
Bo z walki jeszcze wyjść mogę cało
I kochać to, co serce wybrało.
Nie jest to chwila wolno myśląca,
Kiedy stolica w ogniu płonąca,
A dzieci biegną we wszystkie strony,
Tu dzieci same, tam mąż bez żony.
Warszawo piękna, grodzie kochany!
Jakie dotkliwe odniosłaś rany!
Gdzie są zabytki, gdzie są kościoły?
Gdzie gmach kultury, gdzie nasze szkoły?
Złowieszcze mury sterczą na tobie,
Niedługo będziesz leżeć w tym grobie,
Lecz my ci chętnie podamy ręce,
Gdy nam promienne zaświeci słońce.
I znów zakwitniesz w jasnych kolorach,
Dumna i piękna w swoich walorach,
A my, Polacy, z tak dumnym czołem
Będziem cię wspierać razem z pospołem.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 458–460. |