Ach, przykry to widok, przykry
Żałosny niesłychanie
Kiedy osobnik bez ikry
Otrzyma ważne zadanie
Gdy szef co chce go podbechtać
Zapaskudza biednemu życie
Mówiąc – „Kolego Dreptak,
Ja wierzę, że wy to zrobicie”
Nieszczęśnik ów w pierwszym momencie
Rośnie we własnej opinii
I wierzy przez moment święcie
Że rzecz wspaniałą uczyni
Rozpiera go zapał twórczy
Wizje mu roją się mgliste
A potem się naraz kurczy
I myśli ze strachem – „O Chryste!”
I zaraz pustka we wnętrzu
I zaraz w sercu nieznośnie
I zaraz trudności się piętrzą
A to zadanie rośnie
Ach przykry to widok przykry...
Cierpi biedny niezguła
Organizm herbatą nawadnia
Gubi się w licznych szczegółach
Co chciałby je z kimś pouzgadniać
Ba, pouzgadniać lecz z kim?
Głowa jak garnek pusta
Papierosowy dym
Zasłania świat jak chusta
Herbatę za herbatą
Warcząc jak dwa ratlerki
Filtrują z dezaprobatą
Zdezelowane nerki
Szare komórki trzeszczą
Mózg oszalały kipi
I rodzi myśl złowieszczą
Chyba pójdę coś wypić
Ach przykry to widok przykry...
A nad ranem przechodnie
Ujrzawszy w szarym mroku
Znane sztuczkowe spodnie
Wystające z rynsztoku
Mówią – „Patrzcie koledzy
To Dreptaka ubranie!
Pewnie szef tej nieszczęsnej lebiedze
Znowu powierzył jakieś odpowiedzialne zadanie”.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |