Z tamtej strony Częstochowy, gdzie
ma luba przebywa, siedzi łuna przy
białym stoliku, białe orły wyszywa.
Dobrze, Ci tu moja lubo białe orły
wyszywać, a my musimy ubodzy wojacy
w szarym polu w rzędzie stać.
W rzędzie stać niby skałą, w rzędzie
stać niby mur, wtem wylata kula rozpalona
i wyrzuca z rzędu precz.
Już mnie ona wyrzuciła do szpitala,
wiozą mnie, piszę liścik do swej lubej,
że zostałem zraniony.
Prawa ręka ustrzelona, lewa noga ucięta,
przypatrzże się moja Najmilsza, jaka
wojna zawzięta.
Ten pierścionek coś mi dała, ja go nosił
nie bedę, nabije go w lufe karabinu
i na wywiat wystrzele.
Tę chusteczkę coś mi dała , ja ją
za onucem mam, żebyś sobie lubo
nie myślała, że ja Ciebie w sercu mam.
1. |
Siwiec, Maria |