Na leśnym, na biwaku
piechurów siadło trzech.
Zmęczeni byli setnie:
ćwiczebny marsz nie śmiech.
Aż tu zagwizdał ptak
i las trelami gra,
i słyszysz ty i ja:
Zo-fi-ja, Zo-fi-ja!
Rzekł pierwszy marzycielsko:
„Koledzy, głowę dam,
że jakieś dziewczę śliczne
ten ptaszek wróży nam.
I chciałbym wiedzieć ja,
kto z nas to szczęście ma:
dla kogo woła ptak:
Zo-fi-ja, Zo-fi-ja!”
Rzekł drugi obojętnie:
„To chyba jakiś błąd,
ja myślę o Regince,
więc po co Zofia, skąd?
Nie dla mnie więc ten ptak
piosenkę czułą gra;
nie dla mnie woła ptak:
Zo-fi-ja, Zo-fi-ja!”
A trzeci w śmiech i mówi:
„Rozumem wróżbę mierz!
To wilga nas ostrzega,
że będzie kapał deszcz.
I żołnierz musi dbać,
by w suchym miejscu spać,
bo cała z wody ta
Zo-fi-ja, Zo-fi-ja!”[1]