Jak daleko od źródeł swoich rzeka odpływa wyrzeźbiwszy własne granice;
Niesie szlam wypłukany z ciemnych głębin i wzywa do radości słonecznym odbiciem…
Ale płyną nią szczątki, co na światło nieczułe,
Bo obrosłe ciemnością i mułem.
Obojętny brzeg – płaski, lecz nad wszystko wyniosły
Rzeki nurt nieuchronnie wyzyska:
Karmi trawy i bagna co z nicości wyrosły,
Więc na nicość niezmiennie nieczułe:
Tak tworzą się z rzek
– Rozlewiska…
Duszny upał się szerzy, w przerażonym powietrzu krążą chmury żarłocznych owadów;
Nie odnaleźć tu brzegów, ni obszarów nie zmierzyć ani wdychać oparów rozkładu!
Ani wody źródlanej nie odnaleźć czystości, Ani głębi, ni głębokości!
Gdzie jest cel tych taplawisk, co choć dążą do morza
Roztapiają się wciąż w grzęzawiska?
Nurt się pławi w kałużach, bagno – bagnem odciska,
Niemożliwe – ni powódź, ni pożar...
Tak tworzą się z rzek
– Rozlewiska...
Żeby rzekę odszukać – trzeba w niej się zanurzyć Dać okleić się tym, co nią płynie;
W dno muliste się wpatrzyć, gdzie się prąd po nim struży,
Bo – co na dnie – nigdy nie zginie!
Ale rzeka, to ledwie źródła płynne jest ciało,
A gdzie dusza? Gdzie źródło zostało?
W źródle siła i trwanie, ukojenie pragnienia, dźwięk daleki a przecież jedyny!
Więc za dźwiękiem, pod prąd rzeki mętnej, zgubionej
Trzeba czołgać się, pełznąć i płynąć,
Bo tylko się – źródło – nie zmienia.
Bije wodą przeczystą
Z głębi ziemi zrodzoną
I żyje wciąż wbrew
– Rozlewiskom…[1]