Tytuł: |
Czy mnie jeszcze pamiętasz |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1964 |
Franciszek Walicki, zanim dał się namówić na wspomnienia o swoich piosenkach wygłosił następujące zastrzeżenie: Nigdy nie uważałem siebie za autora tekstów z prawdziwego zdarzenia, nigdy nie pisałem jakiegoś tekstu na czyjeś zamówienie i nigdy nie napisałem żadnej piosenki za pieniądze. Pisałem wyłącznie do muzyki, bo tylko muzyka inspirowała moje teksty. Nie pisałem z żadnej potrzeby serca, a raczej z potrzeby chwili. W tamtych latach żaden z szanujących się poetów nie chciał kompromitować się pisaniem tekstów dla „szarpidrutów”, byłoby to poniżej ich godności. Rock and roll uważany był za mieszaninę złego smaku, łomotu i wycia. Pierwsze próby śpiewania nieudolną angielszczyzną, spisywaną fonetycznie z nagrań, pokazały, że trzeba pisać polskie piosenki z polskimi tekstami. Byłem kierownikiem pierwszych rock and rollowych zespołów i z braku pomocy, sam zostałem autorem. Dodajmy, że ów „autor mimo woli” napisał jak mówi ledwie pięćdziesiąt parę piosenek, ale prawie wszystkie przeszły do historii.
Czy jednak w istocie pan Franciszek nie pisał z potrzeby serca? Odpowiedź przyniesie dzisiejsze opowiadanie.
Walicki poznał Niemena, wtedy jeszcze Juliusza Wydrzyckiego, w 1962 r. Organizował właśnie zespół Niebiesko-Czarni i spodobał mu się chłopak o silnym, czystym głosie i niebywałej muzykalności. Co prawda śpiewał przy gitarze południowoamerykańskie i rosyjskie piosenki, ale był świetnym materiałem na rock and rollowego artystę. Podczas tras koncertowych, na ogół mieszkali w jednym pokoju hotelowym. Łączyło ich słabe zainteresowanie alkoholem i silne wspomnienia młodości na polskich kresach wschodnich. Niemen często wieczorami przy gitarze nucił białoruskie ludowe melodie, ale że zaczynał się w nim budzić duch nowej muzyki, śpiewał je z ekspresją zgoła nie ludową. Jedną z takich melodii, był smętny walczyk zatytułowany „Wiej wietrzyku, wiej”. Te kresowe nuty przywoływały wspomnienia.
Wyobrażałem sobie, wspomina Franciszek Walicki, jak Białorusinki wracają z pola z grabiami z naręczami kwiatów i sobie nucą, takie właśnie piosenki. Przyszedł mi do głowy wspomnieniowy tekst i tak powstała „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”.
W 1964 r. piosenkę, nagraną jeszcze z Niebiesko-Czarnymi, wydano na „czwórce”, ale przyćmiły ją dużo bardziej rock&roll’owe „Locomotion” i „Wiem, że nie wrócisz”. I nie wiadomo, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby nie gruchnęła wiadomość: Marlena Dietrich włącza do swojego repertuaru „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”, Niemena! To była sensacja. Jedna z największych postaci światowej estrady i słabo znany nawet w Polsce, kompozytor.
Walicki w swojej książce „Szukaj, Burz, Buduj”, wspomina to tak: Pierwszą część imprezy wypełniali Niebiesko-Czarni. Marlena z uwagą obserwowała występ stojąc w bocznych kulisach, a ja obserwowałem Marlenę. Nagle spoważniała, zmieniła się na twarzy – Czesiek śpiewał „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że Marlena pragnie włączyć tę piosenkę do swojego repertuaru i prosi nas o wyrażenie zgody. W grudniu 1964 r. ukazał się album „Die Neue Marlene” z nagraniem naszej piosenki w niemieckiej wersji językowej, pt: „Mutter, hast Du mir vergeben?” („Matko czy mi wybaczyłaś?”). Tekst napisała Marlena. To jakby rachunek sumienia wielkiej gwiazdy, która w młodości opuściła matkę-ojczyznę, a po latach pragnie do niej wrócić. To najbardziej nostalgiczna z nostalgicznych piosenek Marleny, napisana przez nią z myślą o sobie.
Utwór obrósł legendą. Podobno gwiazda w testamencie zastrzegła, że ma się nim kończyć każda wydana pośmiertnie jej płyta. Albo to fantazja, albo zmieniła testament, albo nikt się tym zapisem nie przejął? Sprawdziłem, nie ma tej piosenki na żadnej z wydanych w ciągu ostatnich lat płycie Marleny Dietrich. Za to sam Niemen nagrany z Akwarelami w 1968 r. album zatytułował „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”. Potem wykonywał ten utwór w mocno zmienionej i już nie tak atrakcyjnej, elektronicznej wersji. A propos wersji, jedną z najbardziej zaskakujących, (już z XXI w.), jest wykonanie wieloosobowego chóru Cantate Deo z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej[1].
Czesław Niemen – wielki artysta, wspaniały człowiek. Los sprawił, że nasze ścieżki zbiegły się, stając się na pewien czas wspólną drogą. W latach 1963–1964 należałam do stworzonej przez Czesława Niemena grupy wokalnej „Błękitne pończochy”. Szalone chwile...
Początek lat sześćdziesiątych. Niebiesko-Czarni wracają z Paryża i zaczyna się… Koncerty, koncerty, koncerty: w soboty i niedziele – po pięć, w dni powszednie – po dwa. Pierwsza połowa stycznia 1964 r. Czesław oznajmia mi i Adzie Rusowicz, że właśnie skomponował nową piosenkę i musimy solidnie poćwicz. Mieszkaliśmy właśnie we wrocławskim Grand Hotelu, odpoczywając po występach. Dzieliłam z Adrianną olbrzymi pokój. Był jeszcze blady świt, gdy obudziło nas natarczywe pukanie do drzwi. Zła, że ktoś ośmiela się o tej porze wyrywać nas z życiodajnego snu, naciskam klamkę... W drzwiach stoi Czesław:
– Dziewczyny, musimy ćwiczyć, ćwiczyć, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik – mówił rozgorączkowanym głosem.
– Nie przejmujcie się, możecie zostać w łóżkach, a ja siądę o tutaj, w fotelu.
I ćwiczyliśmy. To był cały Czesław. Próby mieliśmy w autokarach, wiozących nas na występy, w pociągach, w czasie przerw w podróży. Piosenka, którą przygotowywaliśmy w tak nietypowych okolicznościach, nosiła tytuł „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”. Będę ją pamiętać. Zawsze...
21 stycznia 1964 r., Sala Kongresowa w Warszawie. Występuje gwiazda pierwszej wielkości – Marlena Dietrich. Kiedy zaproponowano jej koncert w Polsce, postawiła jeden warunek: tak, wystąpi, jeśli razem z nią dadzą koncert Niebiesko-Czarni. Artystka była obecna na naszym koncercie w „Olimpii”. Musieliśmy ją ująć tak bardzo, że zapragnęła wspólnego z nami koncertu. Pamiętam, jaka wtedy rozpętała się burza: że kto? Jakiś Niemen? Jacyś Niebiesko-Czarni? Przecież jest tylu prawdziwych artystów!
Marlena była nieugięta. I stało się. Wystąpiliśmy. Śpiewaliśmy między innymi piosenkę Czy mnie jeszcze pamiętasz? Czesław został jeszcze na scenie, a my z Adą wbiegłyśmy za kulisy. Stała tam Marlena Dietrich i zapytała mnie, czyja to jest piosenka? Przy pomocy prowadzącego koncert Lucjana Kydryńskiego, odpowiedziałam, że jest to kompozycja Czesława Niemena. Byłam dumna, że Marlena Dietrich zwróciła się z zapytaniem właśnie do mnie. Pamiętam każdy szczegół, pamiętam każdy element jej stroju, wygląd, zapach jej perfum. No i te bajecznie długie nogi, wobec których nikt nie mógł przejść obojętnie.
Po koncercie sympatyczne spotkanie. Udzielanie wywiadów, rozdawanie autografów. Otrzymałam od Marleny Dietrich imienny autograf ze zdjęciem.
I stało się tak, że piosenkarka na stałe włączyła utwór Czesława Niemena do swojego repertuaru: Mutter, hast du mir vergeben.
To tyle. Czas zaciera w naszej pamięci wiele spraw, ale są takie obrazy, które pozostają w nas na zawsze. Dla mnie jest to okres współpracy z Czesławem Niemenem i spotkanie z Marleną Dietrich[2].
1. |
Halber, Adam |
2. |