Tytuł: |
Na całość |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1993 |
Jeśli istnieje w muzyce kategoria „piosenka chłopacka”, to „Na całość” grupy Pod Budą jest jej prominentną egzemplifikacją. Cóż to może być za kategoria? Spróbujemy wyjaśnić nie przez definicję, a przez opis.
To jest utwór, który już zawsze będzie mi się źle kojarzyć – opowiada Andrzej Sikorowski, bo ja go pisałem z myślą o Andrzeju Zausze. Skąd się wziął pomysł? Otóż myśmy się bardzo przyjaźnili. Spędzaliśmy z sobą czas nie tylko na trasie, ale też często zasiadaliśmy przy stole biesiadnym u mnie w domu. Najbardziej jednak lubiliśmy, ku oburzeniu mojej małżonki, podążać, jak to nazywaliśmy, „szlakiem wstydu i hańby” i szliśmy w nocny obchód barów krakowskich. Nie było ich tyle co dzisiaj, niektóre miejsca już nie istnieją, ale na ogół zaczynaliśmy od „Jaszczurów”, to w końcu tam występował Jędrek z Dżamblami, tam czuł się jak w domu, potem zachodziło się do „Piwnicy pod baranami”, potem do baru „Truskawka” na Świętego Tomasza. I tak dalej. To często nie były jakieś wykwintne lokale, czasem zwykłe mordownie, ale lubiliśmy ten nastrój i o dziwo czuliśmy się tam bezpiecznie. Byliśmy dość znani w Krakowie, ludzie chyba lubili nas na tyle, że nie bywali agresywni. No i w takiej miłej atmosferze wypijaliśmy kieliszek, albo drinka i często zdarzało się, że z upodobaniem oddawaliśmy się… milczeniu. Proszę zauważyć, że mężczyźni, a szczególnie, kiedy się napiją paplają bez sensu, a to o meczu, a to o dziewuchach, a Andrzej należał do tych, z którymi można było właśnie pomilczeć. To rzadka cecha, dla mnie wyższy stopień intymności. W każdym razie lubiliśmy posiedzieć w tym „niegadaniu” i cieszyć się, że jesteśmy ze sobą.
Tak powstał tekst, który opisuje niezupełnie procesję szlakiem „wstydu i hańby”, ale raczej didaskalia: „różowieje już niebo na wschodzie”, „jakim słowem przywita mnie żona”, oraz, że „w łazience unika się lustra”.
Zawsze najpierw wymyślam, o czym piosenka ma być. Układam sobie w głowie jakiś szkic, który będę obudowywał słowami. No i wtedy w głowie pojawia mi się równolegle melodia – opowiada o swoim warsztacie Andrzej. Melodia sugeruje mi frazę, z tego wynika fakt, że moje teksty są bardzo regularne. Jak zaczynam canto linijką siedmio-sylabową to tak samo kończę. Może to i wynik moich studiów filologicznych, na których uczono nas łaciny z tymi wszystkimi stopami, daktylami, trochejami, jambami. Pisanie piosenki przypomina trochę rozwiązywanie krzyżówki. No, bo jeśli w pierwszej linijce pojawia się „piąta rano, zabawa skończona”, to naturalnym rymem jest „żona”. I tak powstała właśnie „Na całość”.
To, że utwór „źle się kojarzy” jego twórcy wynikło nie tylko z tego, że los tragicznie zabrał mu przyjaciela. Otóż w założeniu, piosenka ta miała wreszcie zdefiniować sylwetkę artystyczną Andrzeja Zauchy. To był czas, kiedy jego kariera dynamicznie się rozwijała – opowiada. Był rozchwytywany i bardzo lubiany, a także utalentowany. Mógł śpiewać wszystko. I też wszystko śpiewał, często od Sasa do Lasa. I jazz i jakieś popowe kawałki i coś z Alibabkami i teatralne songi i kolędy z Korczem. Pomyślałem, że należy mu się przemyślana, zamknięta, osobista płyta. A przez to, że był cały czas w rozjazdach, nie miał czasu dobrze o taką płytę zadbać. Tak więc postanowiłem jakiś zaczyn do tego wydawnictwa przygotować. Nie to, że miałem odwagę, żeby zaproponować mu, że ja będę autorem całości, ale sądziłem, że trzeba od czegoś wystartować, że taka wspólna piosenka, charakterystyczna dla niego, będzie dobrym zalążkiem albumu. Bo to od początku miał być duet.
Jak wiadomo Andrzej Zaucha zginął jesienią 1991 r. Pozostała piosenka i wahanie, czy jej nagranie ma sens. Rozterka trwała może kilka chwil. Andrzej podjął decyzję, że nagrywa. Tylko z kim? Kto ma chropawy głos? Kto zna Kraków? Kto ma podobną do Andrzejów fantazję i determinację, żeby „jutro znów iść na całość”? Padło bardzo nietypowo na Jorgosa Skoliasa. Jazzowego wokalistę o wielkim dorobku, ale też spełniającego wszystkie oczekiwania. Nagranie było jednorazowym (chyba?) aktem współpracy obu artystów, ale trzeba przyznać, że wynik jest imponujący. Dziś najczęściej wykonuje ją duet Sikorowski – Turnau, bowiem i on, choć to już następne pokolenie, też lubi „na dwa głosy śpiewać na ulicy”. Słowem iść na całość |
Za dziewczyny, które kiedyś nas nie chciały,
Za marzenia, które w chmurach się rozwiały,
Za kolegów, których jeszcze paru nam zostało.
I na tym właśnie polega „chłopacka piosenka”[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |
4. |
http://www.andrzejsikorowski.pl/ |