Tytuł: |
Tylko wróć |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1967 |
Jest taki odcinek emitowanego w 1967 r. serialu „Wojna domowa”, w którym główny bohater pisze piosenkę, na konkursie ma ją wykonywać jego zespół „Kocmołuchy”. Zaczyna od słów „tak mi źle”, czym budzi przerażenie matki, która sądzi, że syn chory. Okazuje się wszakże, że ze zdrowiem w porządku, a słowa te mają odzwierciedlać ból egzystencjalny młodego pokolenia. Potem akcja się zagęszcza. Jest szukanie rymu do słowa „szaro” (makaron, cygaro). Jest wreszcie konkurencyjna wersja „klawo jest, klawo jest nad jeziorem” i wykład, że „piosenki wesołe są niemodne. Piosenka, żeby była popularna musi być smutna. A poza tym teraz największe powodzenie mają piosenki przede wszystkim szybkie, a poza tym muszą być o nieszczęśliwej miłości. On ją rzuca, albo ona jego. Facet, który to śpiewa musi być bardzo smutny… Trzeba to umieścić gdzieś geograficznie, najlepiej na jakiejś prowincji, albo nad wodą… I musi być fatalna pogoda… Warszawa wykluczona.”
Cała ta dyskusja, to satyra, na ówczesny polski big beat, na fakt, że młodociani wykonawcy sięgali po pióro by wyrażać bunt i sprzeciw, zamiast korzystać z talentu profesjonalistów. Tylko, co zrobić, żeby ten prześmiewczy tekst miał i lekkość i sporą dawkę humoru? Zwrócić się do … profesjonalisty.
Zawodowcem był Ludwik Jerzy Kern. Pracował ze współautorką scenariusza Mirą Michałowską w tygodniku „Przekrój” stąd rekomendacja, by to on zajął się tekstami. Robił to sprawnie i dowcipnie, zaś „Nie bądź taki Szybki Bill” stała się klasykiem gatunku. W tym jednym, jedynym wypadku zrezygnowano jednak z jego usług. Oficjalna wersja mówiła, że „terminy goniły, Kraków daleko, trudności z komunikowaniem się”. Po latach reżyser Jerzy Gruza, wyznał mi, że tak naprawdę, terminy goniły, ale jego. Trzeba było szybko pisać scenariusz, a ponieważ, jak starałem się Państwu wykazać, ten odcinek traktował o wymyślaniu piosenki, autor potrzebny był na miejscu do stałych konsultacji o każdej porze doby. Warunki te spełniał Wojciech Młynarski, zaś z zadania wywiązał się znakomicie. Po pierwsze uwzględnił założenia, z przytoczonej dyskusji, po drugie napisał bardzo „młodzieżowy” tekst, mocno osadzając go w realiach. Mamy więc „bitels but” trochę wychodzący z mody, bo „jeden szewc, ten co wiesz, robi już rollingstonki”. Każdy młody warszawiak, wiedział, że jak po bitelsówki to do Śliwki na Marszałkowską, a szewc „ten, co wiesz” nazywał się Beczek i miał warsztat w Alejach Jerozolimskich. Takie pisanie, to była w tamtych czasach rewelacja. Przy całym moim szacunku graniczącym z miłością do twórczości Ludwika Jerzego, wydaje mi się, że reżyser Gruza dokonał najwłaściwszego wyboru.
Co do muzyki, była dziełem Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza. Kompozytor pełen skromności i dystansu do swojej twórczości opowiada tak: zrobiłem taką prościutką melodyjkę, która się mieściła w stylistyce młodzieżowej. Wszyscy mówią mi, że to najprawdziwszy rock and roll, ale ja nie pisałem rock and rolla. Zresztą wtedy to się chyba tak nawet nie nazywało. Napisałem po prostu młodzieżowy, z mojego punku widzenia, banalny muzycznie, kawałek.
Jak go zwał, tak zwał, za chwilę udowodnię, że to prawdziwie stylowy utwór. Na razie jednak poszukajmy z twórcami filmu wykonawcy dla piosenki. W części, nazwijmy ją, fabularnej, śpiewał Krzysztof Janczar, odtwórca głównej roli. W wersji profesjonalnej wykonanie powierzono Wojtkowi Gąssowskiemu, którego wspierał Roman Hoszowski. Opowiada Wojtek: Dudusia już znałem, Jurka Gruzę też, spotykaliśmy się na basenie Legii (słynne, zburzone już miejsce letnich spotkań warszawskiej elity – przy. Adam Halber), Romka Hoszowskiego też, bo razem wygraliśmy konkurs „Szukamy młodych talentów” organizowany przez Czerwono-Czarnych. Byłem na występach w Łodzi z Polanami, kiedy zadzwoniono z produkcji filmu, żebym przyjeżdżał nagrać piosenkę. Duduś nauczył mnie melodii i nagraliśmy to. Nie jestem pewien, ale chyba akompaniowały mi Chochoły, a już na pewno na organach grał Marian Zimiński. Piosenka stała się popularna,również za granicą, tak, że śpiewałem ją w … Związku Radzieckim.
Największy splendor spotkał wykonawców ze strony Ireny Dziedzic. Otóż zostali oni poproszeni o występ w super popularnym programie „Tele-Echo”.
To do dziś bardzo żywiołowy i energetyczny kawałek. Wojtek przed dwoma laty odświeżył go w prawdziwie rock and rollowym stylu, ale sięga poń i kolejne pokolenie muzyków. Superpuder trochę go sparodiował, Gang Olsena zagrał w stylu Blues Brothers, zaś punkowa wersja Pabiedy trafiła na listę Trójki, tyle, że ze zmienionym, jak to u punkowców, „niegrzecznym” tekstem Zamiast „ katar skróć” i „przy budce Ruchu” mamy teraz „kaca skróć” i „przy budce z piwem”. Kto wie, może gdyby „Kocmołuchy” dzisiaj układały piosenkę, jej tekst brzmiałby właśnie tak[2]?
1. |
http://www.tekstowo.pl |
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |