Tytuł: |
Anna |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1966 |
W rankingu najpopularniejszych imion używanych w tytułach piosenek bezapelacyjnie zwycięża… Kto zgadnie? Nie, nie Anna. Zwycięża Maria. Anna jest na drugim miejscu. Nie da się ukryć, że nasza piosenka lekko poprawia tę statystykę, choć gdyby tak wziąć pod uwagę liczbę odtworzeń, poprawiłaby ją znacznie. Jej tekst powstał, jak to często bywa, z miłości do dziewczyny noszącej to imię, zaś muzyka, z łatwości do pisania chwytliwych melodyjek, jaką Stwórca obdarzył pewnego rzeszowskiego muzyka.
Jak zacząć tę historię? Mogłaby mieć kilka początków, ale spróbujmy tak: w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku prezesem rzeszowskiego Klubu Literatów zostaje poeta Bogdan Loebl. Organizuje wieczory poetyckie, na które pilnie uczęszcza Staszek Guzek. Przez pewien czas sam czuł się poetą, coś tam po cichu pisał, ale przestał po pierwszym spotkaniu z „zawodowcami”. Miał za to talent recytatorski. Wybitny talent, nagradzany na konkursach i przeglądach, wreszcie zdyskontowany przez lokalne radio, które zatrudniło go do cotygodniowego kącika poetyckiego. Tam też przyszło mu czytać wiersze Loebla. Panowie się poznali i co ważne dla dalszego biegu tej historii, polubili.
Staszek, po krótkim pobycie w teatrze Wandy Siemaszkowej, jako wykształcony organizator życia kulturalnego (po Uniwersytecie Ludowym) został zatrudniony przez (chyba?) Pocztę Polską, w celu uruchomienia klubu „Na Poczcie”. Mieszczącego się na zapleczu urzędu lokalu ze scenką, mogącego pomścić z 200 osób. Wśród nowych obowiązków miało być zorganizowanie zespołu muzycznego. Szefem grupy został Tadeusz Nalepa, Staszka widziano w roli „chórku”. Aż do pierwszego przesłuchania – śmieje się wokalista. W małym pokoiku zaśpiewałem „Dom wschodzącego słońca”, tak, że zadrżały szklanki w kredensie, po czym Tadek raptownie zmienił zdanie. „To ty będziesz solistą, a ja będę śpiewał „chórki””. Był więc zespół, nazwaliśmy go Blackout, był solista, potrzebny był własny repertuar. Nalepa miał wielką łatwość komponowania. Żeby mieć spokój zamykał się w toalecie z gitarą i wychodził po kilku minutach z gotową melodią.
No, a co tekstami? Najlepszy byłby Loebl. Tylko, że jego nie interesowały piosenki. Uważał je za beznadziejne literacko, a już big beatowe w szczególności. Słuchał wyłącznie jazzu, uważał ten gatunek za najszlachetniejszą odmianę muzyki rozrywkowej. W końcu jednak dał się namówić, przyszedł na próbę poznał muzyków, jakoś się polubili i obiecał coś napisać. Nalepa dostarczył mu magnetofon z nagranymi trzema melodiami i choć jak twierdzi poeta „o pisaniu piosenek nie miałem pojęcia” napisał do nich teksty. Współpraca została, na wiele, wiele lat nawiązana.
Zespół zyskał na tyle popularność, że Sławomir Pietrzykowski, reżyser dźwięku z Trzeciego programu Polskiego Radia i autor popularnych audycji zaproponował Blackoutowi profesjonalne nagrania. Ponownie pojawiło się słowo „repertuar”.
Tadeusz Nalepa o tym nie mówił, ale Osoby Dobrze Znające Sprawę, dają słowo, że melodia późniejszej „Anny”, wcale nie została napisana dla Blackoutu. Jeszcze w czasie gdy Nalepa z Mirą Kubasińską działali w kabarecie „Porfirion”, Mira wykonywała ją, bez powodzenia, z innym tekstem. Podobno nawet zaproponowano utwór organizatorom festiwalu opolskiego, ale się nie spodobał.
Dopiero jako „Anna” w wykonaniu Staszka, zyskała siłę wyrazu i rozgłos, czego Mira nie mogła darować i co w konsekwencji doprowadziło do rozstania wokalisty z zespołem.
Na razie pan Bogdan pisze tekst, patrząc w oczy dziewczyny, która do dziś jest jego żoną. Choć o rozstaniu zakochanych Loeblów nie ma (zdaje się) mowy, tekst jest dramatyczny. Żeby go jeszcze „podkręcić”, ktoś proponuje, żeby wykorzystać recytatorskie umiejętności Staszka, ten zaś proponuje fragment wiersza, który kiedyś czytał w swoim radiowym poetyckim kąciku. Nie ma kłopotu, bowiem jego autorem jest… Bogdan Loebl. I tak powstało legendarne parlando zaczynające się od słów
Gdy obdarowałaś mnie naszyjnikiem swoich dłoni...
Po latach Stan Borys mówi mi: w 1966 r. braliśmy udział w festiwalu Młodych Talentów w Gdańsku i tam miałem przekonać się o sile sławy, ale także popularności piosenki. Kiedy recytowałem ten fragment, towarzyszyło mi od początku do końca trzydzieści pięć tysięcy głosów osób zgromadzonych na stadionie. Niesamowite przeżycie.
Sławomir Pietrzykowski, tuż po nagraniu zadecydował „to będzie hit”. Nalepa się krzywił, spór rozstrzygnął Mateusz Święcicki. Otwórzcie drzwi od studia i puśćcie tę piosenkę – powiedział. Tam na korytarzu pracują panie sprzątające radio nocą. Jeśli melodia „chwyci”, to ją zanucą.
Zanuciły[2].
1. |
Halber, Adam |
2. |
http://www.blues.pl/Tadeusz_Nalepa/Blackout1.htm#12 |