Gondolierzy znad Wisły

Zgłoszenie do artykułu: Gondolierzy znad Wisły

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Gondolierzy znad Wisły

Autor słów:

Dzikowski, Krzysztof

Autor muzyki:

Krajewski, Seweryn

Data powstania:

1968

Informacje

Nadszedł czas, żeby wyjaśnić Państwu sprawę Jerzego Gondola i w ogóle opowiedzieć „Jak do tego doszło?”.

Nie da się ukryć, że nie byłoby tej historii gdyby nie Marian Zacharewicz. Marian w 1966 r. był słuchaczem Gdańskiego Studia Piosenki działającego przy tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia. Tam utalentowana młodzież pod kierunkiem pedagogów szlifowała swoje umiejętności. Jedną z jego koleżanek, była niezwykłej urody, ale też talentu Irenka Jarocka. Młodzi przypadli sobie do gustu i wkrótce stali się nierozłączną, zakochaną parą. Irena, jak to się mówi, rokowała. Nagrody na amatorskich przeglądach, zaproszenie od Ireny Dziedzic do popularnej wtedy audycji telewizyjnej „Tele-Echo”, wreszcie pierwsze, niezbyt udane, starcie z publicznością festiwalu opolskiego, za sprawą ambitnej (jak mówi sama piosenkarka „w stylu Ewy Demarczyk”) piosenki zatytułowanej Sosno. Zakochany Marian stwierdził, że tak dalej być nie może, trzeba poważnie zająć się karierą narzeczonej, najlepiej poprzez atrakcyjny repertuar. Najbliżej (teoretycznie) było mu do Seweryna Krajewskiego.

Z Sewerynem się kolegowaliśmy od lat – opowiada, mieszkał w Sopocie, odwiedzałem go często na Książąt Pomorskich, gdzie jego mamusia robiła przepyszną herbatę i przy tej herbacie na ogół gadaliśmy o muzyce i w ogóle o świecie rozrywki. Nasze kontakty nieco się rozluźniły, kiedy przystąpił do Czerwonych Gitar, ale choć rzadsze w dalszym ciągu były serdeczne. Na przełomie 1967 i 68 r. był już wielką gwiazdą, ale też pokazał niezwykły talent do pisania melodii. Miał na koncie takie przeboje jak: „Nie zadzieraj nosa”, „Anna Maria”, „Barwy jesieni”. W dodatku musiał „ścigać się” z Krzyśkiem Klenczonem, o to który z nich napisze dla zespołu nową, lepsza piosenkę. Z niewielką nadzieją wpadliśmy więc do niego na tę herbatę, żeby wybadać, czy czasem nie ma, albo nie mógłby napisać czegoś dla Irki. Okazało się, że nie ma, a co do napisania, to po pierwsze, pierwsze są Czerwone-Gitary, a po drugie może w chwili wolnego czasu coś pomyśli, bo nas lubi.

Nastąpiło jednak wydarzenie, które mimo tych zastrzeżeń sprawiło, że za piosenkę dla artystki się wziął.

Marian Zacharewicz: Mieliśmy kolegę, inżyniera i kolekcjonera płyt. Nazywał się Janek Kalata i właśnie kupił gdzieś, chyba jakiś marynarz przywiózł mu z Anglii, magnetofon. Magnetofon jak magnetofon, ale ten był czterośladowy, więc dawał możliwości nagrywania tyluż ścieżek. Seweryn bardzo zapragnął ten magnetofon odkupić, bo już mu się marzyło własne studio, a poza tym miałby lepsze od Klenczona możliwości pracy. Nie wiem, czy niezbyt dobrze znał Janka, czy ten nie chciał rozstać się w aparatem, w każdym razie sprawa kupna nie szła dobrze. Podjąłem się więc mediacji. Używałem argumentów typu „że to dla dobra polskiej piosenki”, że „po co ci Janek taki sprzęt, przecież i tak nie będziesz niczego nagrywać?”. W każdym razie mediacje powiodły się, no i teraz, (choć do tematu piosenki dyplomatycznie nie wracałem) ruch był po stronie Seweryna.

Trzeba przyznać, że kompozytor postarał się bardzo. Tak bardzo, że postanowił zaproponować piosenkę kompletną, opatrzoną tekstem przez Krzysztofa Dzikowskiego, z którym wtedy notorycznie współpracował.

Oto jego wyznanie: Seweryn umówił nas z Ireną w Warszawie w kawiarni „Europejska”, żebym poznał przyszłą wykonawczynię naszego dzieła i napisał coś, co by do niej pasowało. Ponieważ wydała mi się nieco rozmarzona, nostalgiczna postawiłem na wspomnienia. Wychowałem się na warszawskiej Pradze. Brzegi Wisły to był wymarzony teren na wagary, na pierwsze wino wypite z kolegami, na przyglądanie się życiu rzeki. Był to czas, kiedy łódkami pchanymi jednym wiosłem, nazywanymi „pychówkami” transportowano piach. Ba kiedyś z kolegą ukradliśmy taką pychówkę i zaopatrzeni w puszkę kakao i woreczek mąki postanowiliśmy dotrzeć do Gdańska, tam dostać się na jakiś statek i uciec do Szwecji. Złapano nas pod Czerwińskiem i odtransportowano do domu, ale narobiłem się wiosłem niczym najprawdziwszy gondolier. No i teraz chciałem do tamtych chwil, tamtych obrazków powrócić.

Całość złożyła się na pierwszy wielki sukces Ireny Jarockiej. Tytuł Radiowej Piosenki Roku 1968, wyróżnienie w Opolu, stypendium we Francji.

A co z Jerzym Gondolem? Irena Jarocka: W ten sposób zrozumiał tytuł „Gondolierów” jeden z widzów programu „Listy śpiewające”.

Marian Zacharewicz: A skąd ówczesny „szary człowiek” mógł wiedzieć o Wenecji i gondolierach? Gondol Jerzy brzmiało swojsko.

Krzysztof Dzikowski: Co tam gondolierzy, czy Jerzy Gondol? Spaceruję po Parku Praskim i trafiam na taki widok: towarzystwo męskie trzyosobowe. W ustach pety, w trawie flaszka, jeden gra na gitarze i śpiewa takie słowa (wymowa oryginalna):

Kondon leży nad Wisłą

Kondon przez barki spadł

Wdeptali go rybacy

w wiślany złoty piach.

No geniusz. To on, a nie ja powinien pisać teksty[1].

Bibliografia

1. 

Halber, Adam
Gondolierzy znad Wisły, „Angora” nr 30/2011 (http://www.angora.pl), Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2011.

2. 

http://www.irenajarocka.pl/9/1/song/20/dyskografia.html
Oficjalna strona internetowa Ireny Jarockiej [odczyt: 27.07.2014].

3. 

Ciechan Zbigniew, Jest Warszawa: rewia piosenek o Warszawie, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1969, s. 14, 15.