Stała się nam w Polce trwoga
Ni od ludzi, ni od Boga,
Od nieszczęsnych heretyków
Zginęło dość katolików.
Matkom piersi odrzynali,
I na ziemię psom ciskali.
W bokach dziury wyrzynali,
I jęczmienia ości tkali.
I te dziatki małe brali,
I w kotłach je gotowali.
A jak ci je zgotowali,
Ojcu, matce jeść kazali.
Nie miałać ja tak bolenia,
Jak mi przyszło do rodzenia.
A ja teraz boleć muszę,
Swoje dziatki jeść ja muszę.
Nie masz tu też nad jednego
Jegomości Czarnieckiego.
Szablą rąbie, kole, siecze,
Aż mu krew rękawem ciecze.
Stojał we krwi po kolana,
I bił na niego pogana.
Wzdychał we dnie, klęczał w nocy,
Wołał od Boga pomocy.
A mój Jezu litościwy,
Usłysz-że nasz płacz rzewliwy.
A mój Jezu mój kochany,
Odwróć Ty miecz na pogany.
Chorągwie się w polu chwieją,
Nie pod jednym nogi mdleją.
Chorągwie się w polu kruszą,
Niejeden się żegna z duszą.[1]
1. |
Adrjański Zbigniew, Złota księga pieśni polskich: pieśni, gawędy, opowieści, Warszawa, Bellona, 1994, s. 28, 29. |