W niewymownym my trudzie i znoju,
różnym szlakiem, lecz wspólnym, Warszawo!
szli dla Ciebie od boju do boju,
chłonąc częściej truciznę w pierś krwawą,
niźli radość... lecz nigdy nam z warg
nie wycisnął nikt żalu, ni skarg!
Przez okopy, mogiły, pożary,
poprzez śniegi i piaski i błota,
każdy z naszych, Warszawo, pułk szary
wiodła, krzepiąc, ku Tobie tęsknota ,
choć od Ciebie, z wiślanych Twych fal,
nie dochodził głos żaden k’nam w dal!
Lecz jak w słońce, że jutro zaświeci,
my wierzyli, że pierwsze Twe słowa
będą matki, że krzykniesz nam : „Dzieci!
niech dłoń wasza mi piersi rozkowa,
o grób ojców wyostrzcie swój miecz,
z pól złe chwasty wyżeńcie wy precz!”.
Ty zaś milczysz, lub pytasz się: „Po co?...”
A czy wiesz Ty: gdy nie mógł iść dalej
czasem żołnierz bezgwiezdną w krąg nocą,
my mu w ucho: „Warszawa!” wołali –
i wraz zrywał się naprzód i biegł,
i nie ustał już, chyba – że legł!
A czy wiesz Ty: że nieraz w zadymie,
na karpackim, samotnym gdzieś szczycie,
wpół zdrętwiały, wciąż szeptał Twe imię,
O Warszawo, co w serca błękicie,
by sakrament, na kule on niósł –
I w tym szepcie nie zmorzył go mróz!
Zasię przemów, Warszawo! niech zwoła
głos Twój hufiec rycerzy waleczny;
niechaj wrogom, by trąba anioła,
będzie trąbą na sąd ostateczny –
sąd tyraństwa… za łzy i za krew
wyzwolenia promienny rzuć śpiew!
Wszak Tyś księcia Józefa stolica
i honoru polskiego monstrancja!
odsłoń synom matczyne swe lica
i nie pytaj: „Gdzie wasza gwarancja?”,
nie mierz łokciem, lecz w wiarę się zbrój,
bo dzień idzie – Wyzwolin dzień Twój!
Bo dzień nadszedł, o którym Tyś śniła
poprzez sto lat niewoli; gdy iści
sen się wieszczów… gwarancją dziś siła!
po bezsilnym, jak wśród zwiędłych liści,
przejdzie silny i ciśnie mu w brew:
„Gdzieś był wtedy, gdy lała się krew?”.
Oddaj honor Swój w młode nam dłonie –
my go, jeśli oddamy, to Bogu!
i nie spoczniem, aż zorza rozpłonie;
rdzawej szabli nie oprzem u progu,
póki wolny nie będzie Twój próg –
tak nam wszystkim dopomóż dziś Bóg!
Gdy nie zwołasz, jako dobra matka,
lecz odepchniesz od siebie Twe syny –
my spełnimy swój ślub do ostatka
i do tchu ostatniego godziny –
tyle krzyżów dźwignęliśmy wzwyż,
ten ostatni dźwigniemy też krzyż!
Może myśmy zbyt sercem gorący,
a Tyś może rozumem zbyt chłodna –
to wie tylko On, wszystkowiedzący;
nikt przyszłości nie spojrzy dziś do dna…
więc nie żałuj przelanej tej krwi,
bo w niej może Przyszłości siew tkwi!
I wiedz: jeśli my sercem zbłądzili,
kościom naszym przebaczy to Polska,
a nasz sen o słonecznej dziś chwili
zabrzmi w Polsce by harfa eolska,
i brzmieć będzie, aż inni o grób broń
wyostrzą na ostatnią z prób!
Lecz Ty, jeśliś rozumem zbłądziła –
zaliż spokój w Twych murach zagości?
nie przebaczy Ci nasza mogiła,
bo to będzie mogiła Wolności,
bo to będzie cudowny ów kwiat,
co nie kwitnie czasami sto lat![1]
1. |
Łempicki, Stanisław, Fischer, Adam, Polska pieśń wojenna: antologia poezji polskiej z roku wielkiej wojny, Lwów, Księgarnia Polska, 1916, s. 200, 202. |