Tytuł: |
Z wielkiej nieśmiałości |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1977 |
Początku tej historii należy szukać przy… reżyserskiej konsolecie. Zasiadała za nią pewna bardzo urodziwa pani reżyser dźwięku. Zwracała uwagę mężczyzn, którzy wyraźnie byli pod jej urokiem. Do grona zauroczonych zaliczał się kompozytor i aranżer Aleksander Maliszewski. Ona sama zaś była pod urokiem Bogusława Meca. I jego talentu. Legenda głosi, że pani ta postanowiła połączyć obydwa zauroczenia i zaczęła nagabywać kompozytora, aby specjalnie dla niej napisał coś, co będzie mógł zaśpiewać Boguś. Czy to tylko romantyczna opowieść, czy też rzeczywiście wydarzenia takie, lub zbliżone, miały miejsce, w każdym razie pewnego dnia w domu piosenkarza zadzwonił telefon. To Aleksander Maliszewski zawiadamiał, że ma dla Meca propozycję.
„Napisałem dla ciebie cztery takty”, powiedział i zagrał.
To mi wystarczyło, opowiada Bogusław Mec. „Kupuję” powiedziałem. Są bowiem takie rzeczy, które akceptujesz od razu, które narzucają ciąg dalszy. Po tym fragmencie wiedziałem, że dalej już nie może być źle, już nic nie jest w stanie popsuć wrażenia, które wywołały te cztery takty. Zresztą w przypadku Alka zepsucie takiego motywu w ogóle nie wchodziło w grę, byłem pewien, że pięknie to rozwinie. Wtedy dowiedziałem się, że obiecał pewnej pani, że coś dla mnie napisze i oto wypełnia obietnicę, ale żeby podkreślić, że jest pewien, iż to będzie przebój, gwarantuje, że piosenka zostanie przez nas wykonana na festiwalu Yamahy.
To przeświadczenie wzięło się stąd, że w 1975 r. Aleksander Maliszewski towarzyszył Magdzie Jadwidze Bieleckiej na imprezie w Tokio i choć piosenka „Nigdy w piątek” znalazła się ledwie w półfinale, to wyglądało na to, że nawiązane wtedy znajomości rokują nadzieję na dalszą współpracę z organizatorami. Tym bardziej, że teraz rodził się Prawdziwy Przebój.
Przy jakimś wcześniejszym spotkaniu Alek i Magda tak barwnie opowiadali mi o pobycie w Japonii, że zgodziłbym się zaśpiewać tę piosenkę, nawet po wysłuchaniu dwóch taktów – śmieje się piosenkarz.
Teraz tekst. Z moich obliczeń wynika, że piosenka ta zapoczątkowała współpracę Wojciecha Młynarskiego i Aleksandra Maliszewskiego.
Pamiętam, że na pierwsze spotkanie zostałem zaproszony na obiad domowy do Wojtka – opowiada kompozytor. Było bardzo miło, a posiłek doprawdy wystawny. To zwiastowało dobrą współpracę. Wyglądała ona tak, że ja przynosiłem muzykę, mówiłem dla kogo jest przeznaczona, potem za jakieś dwa tygodnie spotykaliśmy się, siadaliśmy, żeby wszystko dopracować. Wojtek lubił, żeby tekst, akcenty, sylaby zlewały się w całość z muzyką. Jak mu coś nie pasowało, poprawiał, choć bywało i tak, że to ja przerabiałem nuty, bo żal mi było jakiejś wyjątkowo pięknej, poetyckiej frazy. W naszym przypadku, kiedy dowiedział się, że to dla Bogusia, powiedział tylko, że dla malarza, napisze jakiś malowniczy tekst.
Słowa dotrzymał. Oto piękna nieznajoma i On pochylony nad kartką papieru, pisze list. Od dawna ją obserwuje, zna jej zwyczaje, rozkład dnia, wydaje się być zakochany, ale nie śmie wyznać uczucia. „Z wielkiej nieśmiałości” pisze więc tych kilka słów, które przy okazji każą mu się zastanowić nie tylko nad tym, że „mało tak o pani wiem”, ale że i „niewiele tak o sobie wiem”. Wreszcie pociesza się, że może sprawa nie jest tak beznadziejna, że może ona czeka na taki list. No mądry tekst a przy okazji miły, romantyczny obrazek, w sam raz dla uwodzicielskiego i trochę staromodnego Meca.
Kompozytor chciał zaskoczyć Japończyków wyrobem ze znakiem „Q”. Zaaranżował utwór (a zna ten fach jak mało kto) na duży skład. Poprosił o nagranie Zbigniewa Górnego i jego orkiestrę, zaś całość zarejestrowano w poznańskim studio radiowym, gdzie właśnie zainstalowano najnowocześniejszą, dwudziestoczterokanałową konsoletę. Wypadło imponująco.
Na próżno!
Organizatorzy nie zaprosili przedstawiciela Polski na festiwal!
Do dziś trudno dociec czy po prostu stracili zainteresowanie dla naszego kraju, czy też piosenka, w ich przekonaniu, była za słaba. Otóż mylili się bardzo. Zrezygnowany Aleksander Maliszewski zgodził się umieścić ją na liście przebojów Studia Gama. A tu szał. Zwycięskie plebiscyty, zaproszenie na festiwal opolski w 1979 r. i kolejny Złoty Przebój w repertuarze Bogusława Meca. A także jedna z najpiękniejszych piosenek Aleksandra Maliszewskiego.
I pomyśleć, że wszystko to co tu opisałem mogło się nie wydarzyć, gdyby nie pewna atrakcyjna Pani Reżyser Dźwięku. Szkoda byłoby. Prawda[2], [3]?
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |