Tytuł: |
Spacer dziką plażą |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1968 |
Stan Borys niechętnie opowiada o swoim rozstaniu z Tadeuszem Nalepą i zespołem Blackout. Bezstronny świadek tego wydarzenia, poeta i autor tekstów Bogdan Loebl opowiada o nim (w „Dużym Formacie”) tak:
Mira Kubasińska była zazdrosna o piosenki Staszka i jego popularność... Kiedy ją poznałem, miała Blackoutów za nic. Ale gdy Blackouci byli na ustach wszystkich, przeszła do zespołu i stale Tadka męczyła, że Staszek dostaje lepsze piosenki.
Wcześniej Tadek i Staszek to byli kumple do wypitek i do kobitek, ale powoli zaczęło się pomiędzy nimi psuć. Byli bardzo zaprzyjaźnieni, a z jej przyjściem zaczęły się niesnaski, aż struna pękła. Pamiętam moment, w którym skończono nagrywać ten pierwszy i jedyny longplay Blackoutów... Gdy tylko wszystko zgrali, Nalepa podszedł do Staszka i warknął: „Już z nami nie pracujesz!”. Staszek osłupiał. „Gdybym mógł, wpadłbym do reżyserki i potargał taśmę matkę” – powiedział mi roztrzęsiony.
W takiej atmosferze w 1967 r. nagle załamała się świetnie rokująca kariera. Tymczasem w Warszawie dopełniała się kariera gitarowego zespołu Tajfuny.
Wiedzieliśmy, że kończy się moda na instrumentalne granie – wspomina lider Tajfunów Bohdan Kendelewicz i ciągle szukaliśmy wokalisty. Owszem akompaniowaliśmy wielu solistom od Wojtka Gąssowskiego, po Piotra Szczepanika, ale oni stawiali na samodzielną karierę. Wreszcie nasz basista Krzysiek Bańkowski zgadał się ze Zbyszkiem Bizoniem, który wraz z Maćkiem Kossowskim odszedł właśnie z Czerwono-Czarnych. Dołączyli do nas i tak powstała grupa Bizony. Nie bardzo nam się ta nazwa podobała, ale dziś to już historia. Dobrze nam się pracowało, odbyliśmy nawet wstrząsającą trasę po Związku Radzieckim, ale Maciek planował już wyjazd do USA i w końcu swój plan zrealizował. Znów szukaliśmy wokalisty i wtedy Zbyszek mówi „pogadam ze Staśkiem, odszedł od Blackoutów, może się zgodzi”. Zgodził się, ale postawił przy tym warunek, że w nazwie będzie jego nazwisko. Tyle, że Stanisław Guzek brzmiało mało rock and rollowo i wtedy nasz konferansjer Lech Terpiłowski wymyślił Stana Borysa.
Teraz trzeba było zadbać o repertuar, tym bardziej, że dyrekcja Polskich Nagrań zaplanowała wydanie albumu Bizonów. Były piosenki, które zostawił „w spadku” Maciej Kossowski, ale zdają sobie państwo sprawę z tego, jaki stosunek maja artyści do utworów „po kimś”. Przystąpiono do intensywnej pracy.
Siedziałem w pokoju z gitarą – wspomina Bohdan Kendelewicz i kombinowałem jakąś melodię. Do głowy przyszła mi taka ni to ukraińska ni białoruska przyśpiewka. W sam raz na chwytliwy wstęp, reszta napisała się sama w ciągu paru chwil. Wydało mi się, że to jest dobre, ale trzeba było to na kimś przetestować. Była u mnie akurat siostra, zagrałem jej tę melodyjkę a ona mówi „świetna piosenka”. Dopiero wtedy ją zapisałem i zaniosłem na próbę chłopakom.
W tych próbach uczestniczył pewien tajemniczy pan, nie był członkiem zespołu, ale był bardzo blisko ze Zbyszkiem Bizoniem. Do historii przeszedł jako Zygmunt Kramer, autor tekstów. Kim był w istocie? To żaden tajemniczy gość, to mój rodzony brat – śmieje się Zbyszek, a Kramer to jego pseudonim. Był urzędnikiem łódzkiego magistratu, ale interesował się muzyką i pewnego dnia mówi do mnie „strasznie smutne pisze się piosenki”, „to napisz wesołe” odpowiedziałem i tak Zygmunt zaczął dla nas pisać. Potrafił na poczekaniu stworzyć tekst. To on wymyślił „Spacer dziką plażą” z tą romantyczną frazą „przytuleni, zamyśleni, zakochani idą brzegiem ku jesieni”.
Nakręcony przez Koftę, Loranca do „wyższych celów” w ogóle nie chciałem zgodzić się na tę piosenkę. Ja i banalna melodyjka zaczynająca się od tego trywialnego la la la la? No nie – mówi Stan Borys. Wtedy wziął mnie na stronę Zbyszek Bizoń i powiada „trzeba robić takie piosenki, żeby się to podobało ludziom. Bo z tego jest kasa”. To było dla mnie straszne, ja idealista mam śpiewać dla szmalu? Złapałem za klamkę i mówię „to ja wychodzę”. „To wychodź” on na to „ i zapomnij, że masz zespół”. Uległem szantażowi i nagraliśmy to z Alibabkami. Wkrótce potem dawaliśmy koncert w hali Stoczni Gdańskiej. Transmitowała to na żywo telewizja, ja śpiewałem „Spacer dziką plażą”, że wyśpiewałem przebój miałem się przekonać już podczas powrotu do domu. Kiedy kierownik pociągu dowiedział się, że jestem w przedziale podziękował za piosenkę i… osobiście przygotował mi herbatę z cytryną. O pasażerach stojących w kolejce po autografy nie wspomnę.
Dlaczego ta piosenka do dziś się podoba?
Bo każdy kiedyś chodził po plaży oglądając ślady swoich stóp, albo szukając śladów stóp tej, która odeszła – w zadumie uśmiecha się artysta[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |