W zamierzchły czas, żył sobie raz,
Coś przed pięciuset laty,
Wśród Flandrji pól,
Potężny król
Potężny i bogaty
A bogactw swych, co je przed wiek
Zebrały dawne antenaty,
Jak oka w głowie swego strzegł
Ten król potężny i bogaty
A chociaż skarbów tych miał w bród,
Najbardziej strzegł zazdrośnie swą córkę
Inez, istny cud
W szesnastej życia wiośnie.
Oczy szafiry, płeć jak żar,
Za ust korali pereł sznur,
Jej uśmiech istny wiosny czar,
Jej głos, to jasnych duchów chór,
Jej szyja, to rozkoszy dreszcz
A pierś i biodra, kształt jej nóg
Ach chyba je poeta wieszcz
Opisać tylko mógł!
A w zamku tym wraz z królem swym
Poeta żył nadworny,
Ból w sercu miał,
Bo dobrze znał
Królewski sąd bezsporny
„Ja tylko temu szczęścia gmach
i córkę dać za żonę mogę,
Co będzie umiał we mnie strach
Lub w sercu moim wzbudzić trwogę”
A że znał króla duszę złą
I serce jak ze stali,
Więc mu się zasnuwały mgłą
I nikły mu w oddali
Oczy szafiry, płeć jak żar,
Za ust korali pereł sznur,
Jej uśmiech istny wiosny czar,
Jej głos, to jasnych duchów chór,
Jej szyja, to rozkoszy dreszcz
A pierś i biodra, kształt jej nóg
Ach chyba je poeta wieszcz
Opisać tylko mógł!
Lecz wieszcz miał plan
Więc sercem gnan
Na zamek kiedyś bieży
Do jasnych sal,
Gdzie skuty w stal
Król w gronie siadł rycerzy,
Przed króla blady wbiegł jak trup,
Te straszne władcy niosąc słowa:
„Otwarty wasz rodzinny grób
I zmartwychwstała twa teściowa!”
A król się zerwał z tronu,
Zbladł i zachwiał się wzruszony,
A wieszcz do komnat córki wpadł
Po skarby cudnej żony
Po ócz szafiry, płeć jak żar,
Po ten zza ustek pereł sznur,
Po jej uśmiechów słodki czar,
Po cudny głos, jak duchów chór,
Po smukłej szyi słodki dreszcz
Po piersi, biodra, kształt jej nóg,
Tak, po to wszystko sięgnął wieszcz,
Bo wszystko mieć już mógł.[1]