Moje bardzo wielkie wino
i czerwone morze wódki
sprawiły
iż padłem na dywan
do szczętu lichutki.
Umysłu wiedziony resztkami
tymi przemówiłem słowami:
- dywanie mój nieś
do Edenu weź.
Tej nocy
ten raj
szeroki ma kadr.
Od może do może
od Tatr do Tatr.
Lecę nad województwami
raj zasłany ulotkami:
na gwałt potrzebny winny!
Kto winny?
Inny!
Lecę
wśród wścieklizny:
śmierć wrogom golizny!
Golizna - słowo do tańca brane
obłapiane i obmacywane.
Najgłośniejsze kapiszony
strzelają na odpuście...
Przesada z przesadą w złowieszczym to guście.
Trzeźwieję...
Koniec baśni, koniec nocki.
Do gniazda wracam
gdzie powiat płocki.
Kominy jak minarety...
Ląduję na ganku.
Uwielbiam zapach benzenu o poranku.[1]
1. |
Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” |