Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
Sakramentki biegały w białych welonach.
Codziennie.
I biły świnie i krowy.
I rozdawały ludziom. Chroniły. Opatrywały. Tysiące ludzi.
Sakramentki, co przez kilkaset lat, od Marysieńki, za kratami
tyko śpiewały, przez kraty tylko komunię przyjmowały, nagle
bohaterkami, oparciem. Żywiły i ludzi i wojsko.
Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
Powstańcy,
zmęczeni na śmierć,
chłopcy i dziewczyny pokotem,
pod wspólnymi kocami.
A baby się oburzały.
Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
– Leszno ciągle w naszych rękach – mówili.
– Nie chodź, nie chodź na Leszno.
– O Jezu, o Jezu, o Jezuuuuu!
– Tu ranni.
– O Jezu, tu ranni!
Trzeba na Leszno.
Z piwnicy w podwórko, w bramę, przeskok, w poprzek
mostowej barykady, na leżąco z kaemów. Podwórze, kocie
łby. Bure. Duże. Piwnica. Kocia kamienica. Drugie piętro.
Parter. Freta. Długa. Barykada u wylotu Miodowej. Z
tramwajem i samolotem. I jeszcze barykada. I groźnie. Tam
arsenał, siedmiopiętrowy dom, hitlerowcy, pod ostrzałem cała okolica.
Długa, wlot Nalewek, Bielańska. Bielańska 16. A tam nie żyją.
– Żyjecie?
– Żyjecie?
– Żyjecie?
– Nie żyjemy.
– A co z mamą?
– Nie wiecie?
– Nie wiecie?
– Nic nie wiemy.
A tam obstrzał Długiej.
Co chwila ktoś w plecy,
i w dół,
i lecą w poprzek.
Nie żyją.
Łączniczka biegnie, jakby nie było nic,
nic sobie nie robi.
Bombowce. Bombowce. Bombowce.
Dalsze. Bliższe.
Bomby Na oślep. My też. One na oślep. My też. My to ja, z
drugim, jak ja, my, tu, ni stąd ni zowąd, bo już. Coś huczy.
Brzęka. Cegły lecą. Bombowce paskudzą. Głupi instynkt.
Przez dziurę w murze. Na śmietnik.
Podwórko.
Balkonik.
Czyjeś mieszkanie.
Podwórko.
Przez długą dechę.
Okno.
Znowu czyjeś mieszkanie.
– Żyjecie?
– Żyjecie?
– Żyjecie?
– Nie żyjemy.
– A co z mamą?
– Nie wiecie?
– Nie wiecie?
– Nic nie wiemy.
Baby.
Ludzie.
Dziura.
Ciemno leżący.
I bomby.
Wszystko ważne. Ukosami. Z rozpędów. Pomiędzy murami.
Osypy. Tynki. Coś. Rynnowo.
Czekać. Czekać nie. Czekać. Byle nie stać. Góra fruwa, może
usiąść. My skok. My nic.
A tak chciałem. A tak przeoczyłem. A tak ważne.
Pogoda. Upał. To dzień. To niebo. To upał. To niebieskie.
Trawa zielona. I te figury z Pałacu na trawie. Tu kurzyło, tu
zakurzyło, tu strzeliło.[1]
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/piosenki.bomby.html |