Hej, wielorybnicy, wam wichrów i burz
Niestraszne są ryki. Czas w drogę nam już.
Kapitan powiedział, a ja wierzę mu,
Jest moc wielorybów u brzegów Peru.
Po drodze do Peru minęliśmy Horn.
Chłopy żylaste – i ja, ty i on.
Łodzi wystarczy, no to żagle na maszt.
Sygnały wiadome – na łowy już czas.
Pierwszego zoczyliśmy, gdy już zapadał zmierzch
I wtedy stary Banker tak do nas rzekł:
„Spokojnie, do koi, wypocząć, ja wiem,
Jutro po lewej pojawią znów się”.
O piątej nad ranem poderwał nas wrzask
Człowieka na topie: „Tam dmucha! There she spouts!”
A z dołu ryk drugi: „No, gdzie one są?”
„Dwa rumby po lewej i trzy mile stąd!”
„All hands on deck!” I tupot, i krzyk.
„Tablety do łodzi!”, nie leni się nikt.
„Odważnie i żywo, do brasów, do rej!”,
„Obracać w dół łodzie! – Lower her away!”
Pierwsza łódź gładko ześlizgnęła się w dół.
Frunęła po falach, wygięte plecy w pół.
Sterniku pamiętaj, com powiadał ci,
Uważaj na ogon, chociaż bestia wciąż śpi.
Jeff trafił i cielsko zapadło się w głąb,
Wybieraj i obłóż! Nagle zbrakło nam już rąk.
Wypłynął, krwią rzygnął, zdechł, na hol dał się wziąć,
Chwyciliśmy haki, by płetwy mu ciąć.
Przy burcie, na gajach ciągnęliśmy tran.
Rekiny szalały we krwi z jego ran,
A każdy się zwijał i robił za trzech,
Bo wyszło nam lepiej niż po pięćset na łeb.
I w starym Tumbez pohulamy, że hej.
Masz dziewkę, ja też, ze dwie setki dam jej,
Niech ma! Kiedy forsę przehulasz do cna,
Znów na wieloryby wyruszysz jak ja.[1]
1. |
http://czteryrefy.pl/pl-fr0.html |