W każdy próg przybite męką czarnych dróg jęczymy
Każą nam piersią niby nożem
rozkrawać nam każą biało ciało drożyn
Przycinać wciąż kwadraty zbóż.
W dzień i w noc musimy być na nogach
nie wolno schylić barków, jak wściekłe psy
gryzą nas lśniących kół pospiesznych kły
Wali oś po karku, pociągi błyskawiczne,
długie i krótkie, towarowe,
brudne i czyściutkie, smutne, dychawiczne
ciche i gwarne.
Wszystkie, wszystkie walą nas kół biczyskiem
Stop! słuchajcie! Stop!
I nam wolno także ruszyć!
I my nie jesteśmy bez duszy!
Dziś w południe z tamtą niedaleką szyną
Spróbujemy głowami wychynąć,
staniemy na jednej nodze
i postawimy tu kozła na drodze.
Ha ha! Dostojny panie nie przerazisz nas dzisiaj
błyskawiczny panie.
Oto my głupie, niewolnicze szyny.
Pluniemy tobie w twarz
I z barków cię zrzucimy!
A kiedy runiesz w dół
Pod czarne nasze stopy
Z radością przeskoczymy te mosty,
rowy i okopy, pójdziemy szlakiem białych pól.
Tu w dolinie złamiemy prostą naszą linie
Zrobimy zygazki, trójkąty, koła,
parabole, kwadraty i półkole,
niby elastyczny wąż
będziemy płynąć wciąż
z góry i na dół.
Do góry ze ziemi do chmur
i nad chmury, aż zawiśniemy w błękicie![1]