Na kolanach ją sadzałem i tuliłem, kiedy bała się burzy
Zapewniałem ją, że piorun nigdy nie uderzy w nas
Sam się bałem, ale przy niej byłem ten odważny i duży
Pierwszych kroków ją uczyłem, choć sam w życiu potykałem się nie raz
Przychodziła po pociechę, kiedy bolał guz nabity na czole
Pożyczała mój kapelusz, kiedy szła na szkolny bal
Zasłuchana w moje słowa, w mity doświadczonych pokoleń
I tak razem szliśmy naszą drogą – ona i ja
Ona i ja, ona i ja
Ile władzy nade mną ma
Jej jeden uśmiech albo jedna łza
To cały świat: ona i ja
Nie ustrzegłem jej przed burzą, co zawisła dnia pewnego nad domem
Co zostało z moich mitów kiedy przyszłą pora klęsk?
Czy potrafię jeszcze spełnić to , co było dla niej wymarzone?
Czy przekonam ją do zasad, co przez lata dla mnie miały sens?
Już niedługo pójdzie sama szukać guza, który bardziej zaboli
Czy ze łzami wróci po pociechę. czy wysłucha ojca rad?
Czy nie wyjdę u niej z mody mimo tylu nowych idoli?
Czy pójdziemy jeszcze naszą drogą – ona i ja?[2].