Bóg ludziom w dzieciach nagrodę
Dał za życia tego trudy:
W nich pociechę i osłodę,
W nich lekarstwo dał na nudy.
Dla serca rodzicielskiego
Równie miłe są i synki.
Ale według zdania mego,
Nic milszego nad dziewczynki.
Bo to takie jakieś składne.
I urocze i zgrabniutkie.
Tak figlarne, i tak ładne,
A tak miło wesolutkie:
Tak umieją nie obłudnie
Przelać duszę w swoje minki.
A jakże się bawią cudnie,
Te małe, lube dziewczynki.
U chłopaka pusto w głowie.
A do wąsa już gęstego.
Brak rozwagi a jak powie
Co – to pewnie coś głupiego.
U dziewczynek rozsądeczek.
Już wybitny w żartach, drwinkach.
I od żartów, aż do sprzeczek,
Wszystko lube jest w dziewczynkach.
Chłopak zawsze upylony,
Zaniec bany w swym ubiorze.
Roztargany i spocony.
Nawet ładnym być nie może.
Te przeciwnie, takie schludne,
Jakieś takie kokieteczki,
Zawsze miłe, zawsze cudne,
Jak anioły dziewczyneczki.
Chłopak zawsze jest dzieciakiem,
Dziewczynka jest nim, lecz krótko,
I instynktem. Bóg wie, jakim,
Już jest kobietką malutką;
Już ta sama fanaberyja.
I w całem małej dziecinki
Znalezieniu kokieterja.
Cale licho te dziewczynki.
Jakby stare, czasem chmurne.
Zadumane i stęsknione.
Potem znów jakieś czupurne.
A śmiejące, ożywione:
Mężczyzn nigdy nie oszczędzą,
Wdaj się z niemi w żarty, kpinki.
To cię w kozi róg zapędzą
Te diabełki nie dziewczynki.
To maleństwo takie małe.
Już ciekawe jest wszystkiego.
I gotowe choć dnie całe
Uczyć się czegoś nowego;
Już i po francuzku umie,
Wie co owies, wie co hreczka.
I o Bozi coś rozumie
Ot, tycieńka dziewczyneczka.
A jakie to jest pamiętne.
Jakie wdzięczne, litościwe.
Jakie już żywo namiętne,
A sercowe, a poczciwe;
Jak to kocha Mamę,Tatka.
Plecie, znosi im nowinki,
A zawsze jest grosz dla dziadka
Ubogiego u dziewczynki.
Sama dziecko, lubi dzieci.
I instynktem się już niemi
Opiekuje – a poleci
Choć o milę za małemi.
Jeszcze takie bobo same,
A ciekawa jak małpeczka.
Już udaje niby mamę.
Z braciszkami dziewczyneczka.
Kiedy chłopak z kijem, batem,
Albo z pałaszem drewnianym
Jest nieznośnym; nie dość na tem,
Jest jakimś małym szatanem;
Ona z lalka, tak się bawi.
Ze aż patrząc idzie ślinka
I posłuchać, co to prawi
Do swej lalki ta dziewczynka.
Jakie to mądre nauki,
A rady jakież poważne,
I z tualetowej sztuki.
Jakie tajemnicę ważne;
Widać zaraz że to licho,
Co tam bzdurzy u kominka
Jak wyrośnie sobie cicho,
Będzie diabeł nie dziewczynka!
Tak wyrośnie i cóż potem?
Będzie panną – będzie żoną...
Będzie matką, tym kłopotem,
Co jej matka obarczoną.
I mimo szczęścia dostatek.
Mimo losu upominki.
Żal pomyśleć! Na ostatek...
Będzie baba z tej dziewczynki.[1]