W pewnym porcie już sam nie wiem gdzie,
Ta historia wydarzyła się.
W nędznym barze jakiś starzec ścierał kurz.
Nagle cisza zabiła gwar i śmiech,
Kiedy w drzwiach stanęło drabów trzech.
Oniemiałem, bo ich znałem wcześniej już,
jeden z nich przekrzywiony miał łeb.
Mordę jak z cuchnącą rybą sklep.
Nic dobrego, biło z niego samo zło.
Taki był on, ech, psia jego mać!
Ludzi trącał, ciągle chciał się prać.
Uciekali, bo się bali wszyscy go.
Hej ty, Gruby! Nalej jeszcze raz!
Biegną dni jak fale, pędzi z wiatrem czas.
Hej ty, Gruby! Powiedz, jak to jest,
Że spokojny człowiek jest ścigany jak pies?
...jak pies!
Stali tak, rozglądali się w krąg,
Z trudem ukrywałem drżenie rąk.
Przeczuwałem, już widziałem własny zgon.
Na nic to, że spuściłem wzrok,
Skierowali jednak do mnie krok.
Zrozumiałe, teraz ja albo on.
Nie zwlekałem, stłukłem kufel o stół
Szklane zęby wbiłem mu w brzucha dół.
Odstąpili ci, co byli przy nim tuż.
Skręcił się ten portowy gad
I jak stał, tak z jękiem padł na blat.
Uciekłem, dzień witałem w morzu już.
Hej ty, Gruby!...
Pytasz się, co on do mnie miał,
Że mnie tak zawzięcie dopaść chciał?
Z wielkim fartem kiedyś w karty ze mną grał,
Wkurzał mnie jego cygar smród,
Ograł mnie, no to łajbę spaliłem mu.
Może o to taki żal do mnie miał?
Teraz znów jego kumpli dwóch...
Chcą mi oddać to, co ja dałem mu
W niepewności, w nieufności biegną dni.
Choć czasem jest gorzej niż źle,
To na ląd nie zejdę już nigdy, o nie!
Podła zemsta wciąż po piętach depcze mi.
Hej ty, Gruby!...[1].
1. |
Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” |