Kiedy stałem w przedświcie, a Synaj
prawdę głosił przez trąby wiatrów
zasmreczyły się chmur igliwiem
bure świerki o góry wsparte.
I na niebie byłem ja jeden
plotąc pieśni w warkocze bukowe
I schodziłem na ziemię za kwestą
przez skrzydlącą się bramę Lackowej.
I był Beskid i były słowa
zanurzone po pępki w cerkwi
paniach rozłożyście złotych
smagających się wiatrem do krwi.
Moje myśli biegały końmi
po niebieskich mokrych połoninach
i modliłem się złożywszy dłonie
do gór Madonny brunatnolicej.
A gdy serce kroplami tęsknoty
Jęło spadać na góry sine
czarodziejskim kwiatem paproci
rozgwieździła się Bukowina.[1]