Gdy się zejdą przyjaciółki
czy to w parku, czy w kawiarni,
jeden temat im nie schodzi
nigdy z ust.
I przez parę godzin w kółko,
że – ten blondyn, tamten czarny,
każda sroczka swego chwali,
no i już.
Bo mój chłopiec, bo mój chłopiec, proszę was,
pod oknami mymi spędza wolny czas.
Bo mój chłopiec, bo mój chłopiec nie ma wad,
bo ja jestem przecież jego cały świat.
Bo mój chłopiec taki wdzięk ma, taki szyk,
gdy całuje, wtedy czuję, że... jak nikt.
Kiedy spojrzy, to aż wszystko we mnie drży,
więc już teraz wszyscy wiecie,
że jest najpiękniejszy w świecie,
kiedy chodzi, kiedy mówi i gdy śpi.
Moje rude włosy są dla niego złote
i podoba mu się mój zadarty nos,
zawsze na to samo, co ja, ma ochotę,
mówi, że gdy się ożeni,
skoczy w ogień na skinienie,
bo ja jestem najszczęśliwszy jego los.
Bo mój chłopiec, bo mój chłopiec, proszę was,
bo mój chłopiec, bo mój chłopiec, rzec już czas,
czy słyszycie, że mój głos tak bardzo drży?
Ja tu o mym ideale,
lecz takiego nie ma wcale,
no bo gdzież by, no bo skąd by taki był!
Ale, proszę was, nie wierzcie,
co tam plotą różne trzpiotki!
Każda swego najpiękniejszym
widzieć chce.
Lecz naprawdę to są wreszcie
cne przechwałki albo plotki.
Wszystkie kłamią, wszystkie kłamią,
lecz ja nie!
Bo mój chłopiec, bo mój chłopiec, proszę was...