Dwie młode panienki w ogródku siedziały,
I tak szepcząc z cicha, z sobą rozmawiały.
Maryniu kochana, powiedz mi tak szczerze,
Jak szczerze odmawiasz codziennie pacierze;
Jakie twe marzenia o szczęsnej przyszłości,
O przyszłym kochanku, o przyszłej miłości,
O tym, kto zawłada uczuciem twem calem
I kto jest nareszcie twoim ideałem?
Ideał mój Zosiu, jest piękny i młody,
Blondyn, oczu jasnych, z wąsikiem, bez brody,
Skromniutki w układzie, wobec mnie nieśmiały.
A tylko w zdarzeniu mężny i zuchwały.
Czuły, dźwięcznym głosem i oka wymową
Świadczący, że miłość dlań rzeczą jest nową,
Uczuciem pod wpływem mych uczuć dojrzałem,
Taki tylko może być mym ideałem!
A ja znów inaczej, kochana Marylko,
Wprawdzie i ja także młodego chce tylko,
Ale nie blondyna; ja brunetów wolę,
Lecz marzę: bruneta... o wyniosłem czole,
O duszy ognistej... zarówno tkliwego,
Jak pełnego życia oraz namiętnego,
Którego by miłość, ciągłym była szałem.
Taki mem marzeniem, taki ideałem!
Gdzież mieszkać ty pragniesz? na wsi, a ja w mieście.
Ale tylko dużem, w Paryżu, a wreszcie
Choćby i w Warszawie, byle teatr, bale
Zabawy, uciechy. Wsi nie lubię wcale...
Ja zabaw nie pragnę... dla mnie dość schronienia.
I tej ciszy wiejskiej, pełnej upojenia.
Wśród cudnej natury, pod niebem wspaniałem.
Byłe obok niego, byle z ideałem!
W lat piętnaście potem panienki widziałem.
Każdą poosóbno z swoim ideałem.
Ideał Maryni, łysy jak kolano.
Kłócił się z małżonką, że go budzi rano;
Zosi zaś ideał, krótki i brzuchaty,
Gderał, że nie w porę dano mu herbaty;
Ona go nawzajem nazwała Cymbałem!
Trudna to doprawdy rzecz być ideałem![1]