Jak królewna w tajemnym śnie zaklęta
Była cicha marząca uśmiechnięta...
A jam łudził się że anioł mój powstanie...
I czekałem wśród łez na jej wezwanie
Lecz niestety to śmierć mi ją wydarła
O poranku swych lat jak kwiat umarła
I daremniem całował blade usta i ręce
Prosząc Boga o cud w tej strasznej męce.
Czemu życie tak karze bezlitośnie
Gdy serce o szczęścia marzy wiośnie
Miłość święta w jej sercu rozgorzała
I nie wiedząc co zło, co szał kochała.
Pośród życiowych fal odeszła czysta
Jak jutrzenka co lśni tak promienista
I polały się gorzkie łzy jak potoki wezbrane
Na ukryte wśród róż jej lica kochane.[1]