Ten kamień, który w sercu noszę,
pozostaw mi, Panie.
Nie daj by czas,
jak lekarz-morderca
spłynął na moje posłanie
i... kamień z serca!
Tyleś mnie razy wywiódł
z legowisk niekochanych,
że dziś mi, po latach tylu,
nie plaster daj, lecz ... kamyk.
Nie pozwól z gorączki tej powstać.
Nie kuruj zapomnieniem.
Chcę czyjąś jeziorną postać
na pustej przechować scenie.
Ten, co mi kamień wsączył,
jak wino do krwi pustej,
niczemu nie jest winien.
Jest niebem i lustrem.
Nie ratuj mnie, Panie, nie tul,
nie ciągnij na wódkę,
ja już właściwie nie-tu,
zebrałam szmatki... suknie...
Nie daruj mi w raju jabłek,
ni w celi – papieru i pióra.
Ja Ci tak pięknie słabnę,
jak popołudnie w biurach.
Ach, lekko kamień mój dźwigać...
Lżej niż po innych – pierścionki.
Z nim umknę, wniebowzięta,
jak wniebobiorą skowronki.[2]
1. |
http://www.stankiewicz.art.pl/ |
2. |
Fundacja Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej |