Czarne konie, czarne wichry dwa,
unoszą mnie, unoszą.
Nie chcą wody pić,
o jadło mnie nie proszą.
Czy powietrza tak mi mało,
czy mnie piekło zawołało,
że pomykam jak na skrzydłach wilki płosząc?
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć konie.
Na cóż bracia nam ten wieczny los?
Cóż mi za konie los nadarzył,
jakby mnie palił ktoś.
A ja żyłam nie dość
i śpiewałam nie dość.
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Będzie tak, że gdzieś wpół drogi,
byle wiatr mnie w końcu zmiecie
i zataszczą mnie na saniach,
i dopalą mnie jak świecę.
Ech, ty psie o diablej twarzy,
nie poganiaj moich koni.
Daj chwilę, by pomarzyć,
dorzuć drugą, żeby zmądrzeć.
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć, konie.
Na cóż, bracia, nam ten wieczny los?
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Jestem w porę, chwała Bogu,
kto by śmiał się spóźniać w raju?
Czy to anioły słychać już,
jak bezradośnie mi śpiewają?
Czy to może dzwonek dzwoni,
pół się śmieje i pół szlocha?
Czy to ja się drę i klnę,
ten zaprzęg mój, te bestie dwie.
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć, konie.
Na cóż, bracia, nam ten wieczny los?
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Na wichurze by stać.
Na wichurze stać.
Na wichurze...[1]
1. |
http://www.marylarodowicz.pl/pl |