Że są rozstania,
Łzy i żegnania
O tem cóż każdy wie.
Nagle się wszystko rwie.
nie to nie
Że są trudniejsze
Dni codzieńniejsze
O tem wiesz dobrze ty i ja,
Ale skąd przyszła ta chwila
śmieszna i zła
Że cię wzięło „nic”
I że to nikt cię skradł,
Te tysiące lic,
Którym na imię „świat”
Znowu zadrwił ktoś,
Kto dawno szydził z nas.
Wzięło mi cię coś,
Którym na imię „czas”
Żeby jakiś „On”
Młody, silny, z ciała i krwi.
Tadek albo John
Ten ów lub ci,
Lecz cię wzięło „Nic”,
Po prostu „Nikt” cię skradł,
Te tysiące lic,
Którym na imię „Świat”.
Wiedz jednak o tem,
Że przecież potem
I wszystko jedno gdzie
Nic już nie zmieni się
tak czy nie?
Będą nudniejsze
I codzieńniejsze
Opowiadania o swem „ja”
Tego co dziś cię ma
znów przyjdzie chwila ta
Że cię porwie „nic”
Zapomnisz słów i rad,
Przyjdzie tysiąc lic,
Którym na imię „świat”
Znowu zadrwi ktoś,
Kto przedtem szydził z nas.
Weźmie mu cię coś,
co ma na imię „czas”
Żeby jakiś „On”
Młody, silny, z ciała i krwi.
Tadek albo John
Ten ów lub ci,
Lecz cię weźmie „Nic”,
Na przekór szeptom rad.
Te tysiące lic,
Którym na imię „Świat”.[1]