On okrakiem na tęczy, jego przestrzeń nie męczy.
został po nim na niebie tylko ślad.
Już nie widać go prawie, gdzieś odfrunął latawiec,
co porywa go byle,byle wiatr.
Ja wśród pól wśród ugorów, twardo trzymam się torów,
we mnie mrozy i deszcze i grad.
Z ociężałą dobrocią tak się turlam jak pociąg,
dzielnie wlokę się za nim przez świat.
Latawiec i Lokomotywa, Latawiec i Lokomotywa,
Symbioza prawie nie możliwa – tak bywa
Latawiec i Lokomotywa, Latawiec i Lokomotywa,
Symbioza prawie nie możliwa – tak bywa.
Z perspektywy sokoła, czasem do mnie zawoła
Kurtuazji manna z nieba w dół
Gdy zadyszka pozwoli, coś odkrzyknę z tych dolin,
niosąc głowę przy ziemi jak muł.
Czasem nos go zawiedzie, jest jak dzieciak w tej biedzie,
że świat nie chce grać z jego nut
Mnie nie grozi frustracja, staję tylko na stacjach,
biorę węgiel i ruszam, ruszam wprzód.
Latawiec i Lokomotywa, Latawiec i Lokomotywa,
Symbioza prawie nie możliwa – tak bywa
Latawiec i Lokomotywa, Latawiec i Lokomotywa,
Symbioza prawie nie możliwa – tak bywa.
Latawiec...[1]