Już czas prostaty i wieńcówki
Z imprez zostały nam pochówki
Człek na pogrzebie pobiadoli
Szczęśliwy, że nie w głównej roli
Nie da się ukryć, żylim dzielnie
Gromiąc browary i gorzelnie
Lecz nie dopilim, więc wypada
Przykazać młodym – dopić gada!
My nie koślawi, nie ułomni
Ale do sportów mało skłonni
Więc nam do dzisiaj w piersiach furczy
Nie zaleczony mozół twórczy.
Lecz wy nas jeszcze nie skreślajcie
Piszcie się wiersze, nuty grajcie
Póki topnieje śnieg na twarzy
Wszystko się jeszcze może zdarzyć
Bracie, kamracie, Zaratustro
Nie Ty się marszczysz, tylko lustro!
Tym damom, które bliżej znamy
Już raczej się nie polecamy
Choć prawdę mówiąc w swoim gronie
Co miało wisieć, wciąż nie tonie!
Czasami późne telefony
Od jakiejś bardzo wczesnej żony
Łagodność i spokoju siła
Tkwi w nich, bo to jest żona „była”
A tu wśród nerwów i zamętu
Rodzina żąda testamentu
I dziwnej chwili człowiek dożył
Dzieląc się z tymi, co ich mnożył.
Lecz wy nas jeszcze nie skreślajcie
Piszcie się wiersze, nuty grajcie
Póki topnieje śnieg na twarzy
Wszystko się jeszcze może zdarzyć
Bracie, kamracie, Zaratustro
Nie Ty się marszczysz, tylko lustro!
A kaski nie ma – gdybyś pytał
Szmalczyk ci ku nam nie zawitał
Gdyż zdaniem naszej światłej żony
Nie był proszony na salony.
W taktownej więc delikatności
Zagadną o nieruchomości
Trwaj, wierz i czuwaj – miej nadzieję
Wszak każdy z nas znieruchomieje!
Lecz, gdy na dziecko padnie talent
(Ów genetyczny ekwiwalent)
Na nic dobrego niech nie liczy
Weźmie ten talent-wypierniczy.
Lecz wy nas jeszcze nie skreślajcie
Piszcie się wiersze, nuty grajcie
Póki topnieje śnieg na twarzy
Wszystko się jeszcze może zdarzyć
Bracie, kamracie, Zaratustro
Nie Ty się marszczysz, tylko lustro![1]
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |