Oj biedaż nam Mazury,
Jakiej nigdy nie było,
Niemcy drą nas ze skóry,
O czem nam się nie śniło.
Bo któżby się spodziewał,
Kto by o to się starał,
By się Bóg tak rozgniewał,
I Niemcami nas skarał.
Ni rozmowy, ni sprawy,
Bo cóż z Niemcami za mowa?
Ni z nim żadnej zabawy,
Bo sam siedzi jak sowa.
Tylko dybie na człeka,
Gdyby jastrząb na kury,
Niemiecka to opieka,
Odrzeć człeka ze skóry.
Postanowił podatki,
Każe płacić rogatki,
Drze tak z żyda jak z pana,
A najbardziej z furmana.
Cóż się teraz z Warszawy,
Miły Boże zrobiło?
Ni tam żadnej zabawy,
Ni tych ludzi, co było!
Wszędzie Niemca lub żyda,
Spotkasz tylko na drodze,
Kędy spojrzeć to bieda,
A wszędzie cię drą srodze.
Dawniej, człowiek, bywało,
Jak do miasta przyjedzie,
To się wszystko sprzedało,
Jeszcze z groszem wyjedzie.
Teraz tylko płać a płać,
Diabeł nadał tę sprawę,
Ani można ich zapchać,
Gdyby wory dziurawe!
Niemiec niby szalony,
Powywracał zakony,
Jużci ruina nie mała,
Chwała Boska ustała.
Drogi tytuń, tabaka,
Każdy Niemiec sobaka,
Bo Polaka rabuje
Do kieszeni pakuje.
Boże! Pełen litości,
Prośby do Cię wznosimy,
Pozbawić nas tych gości,
Wysłuchaj nas – prosimy!
Bo nas Niemcy nie słyszą,
Ni się żalić nam dadzą, –
Tylko piszą a piszą,
A pieniądze gromadzą.
Przyszli Niemcy do kraju,
Z cielęcemi torbami,
Podług swego zwyczaju,
A teraz są panami.
Wszak przysłowie tak mówi:
Póki tylko świat światem,
Poty Polak Niemcowi,
Nie powinien być bratem.
Wróci nam się Warszawa,
Wróci nam się i Kraków,
Niema Niemiec tu prawa,
Pijemy zdrowie Polaków.
Wróci nam się Warszawa,
Wróci nam się i Kraków,
Tylko chłopcy wraz żwawo,
Zbijem Niemców łajdaków,
Wtedy będziem używać,
Krzesać ognia z podkówki,
Jeszcze będziem przepijać,
Nasze polskie złotówki.[1]
1. |
Barański, Franciszek, W górę serca!: drugi zbiór pieśni narodowych i patriotycznych. Cz. 2, Słowa, Lwów, Warszawa, Księgarnia Polska, 1920, s. 36, 37. |