Któregoś dnia wybrałem się na własny pogrzeb
I daję słowo, że bawiłem tam się dobrze!
Wśród tłumu panów, pań,
Niejeden krył się drań
I choć tu grałem główną rolę,
To ubaw miałem – bez dwóch zdań!
Orkiestrę ktoś wynajął na mój koszt,
A grała tak, że boki zrywać wprost;
Sam Chopin z grobu wstał,
Gdy gig-band ten mi marsza grał –
– Ach, mówię wam, po prostu istny szał!
Gdy farsa ta skończy się,
Gdy odejdzie łez spragniony tłum,
Niech wreszcie mnie otoczy wieczny sen,
Niech zapomnę o tym świecie już...
Przyjaciół kilku szło przy trumnie z lewej strony
A każdy był poważny i skupiony.
Lecz cóż, niejeden z nich
Z radości w duchu rży
A powód prosty – co tu gadać –
– Konkurent przecież wypadł z gry!
Ta pani, co aż słania się od łez,
Poznaję ją, to wdowa po mnie jest!
Lecz jeśli życie znam,
Gotowy ma cały plan
I jutro mnie zastąpi inny pan!
Tu – kochani – żartów dość:
Ja wciąż żyję, tak chce los!
Więc na koniec dodam coś:
Przysięgam, że przeżyję was – na złość![1]
1. |
http://www.teksty.agencja-as.pl/ |
2. |
https://online.zaiks.org.pl |