Trzy młode mężatki, przyjaciółki stare
Tak sobie gwarzyły po ślubie w lat parę;
Maryniu, Zosieczko! moje wy poczciwe.
Powiedzcie mi szczerze, czyście wy szczęśliwe?
Jaki twój mąż Zosiu, jaki twój Marylko.
Czy uczuciem wyżsi, czy tak sobie tylko
Ludzie... bo co do mnie, to rzecz niewątpliwa.
Że ja jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwa!
Bo moje marzenia, te nasze marzenia
Miłości bez granic, szału, upojenia,
I jak chciał poeta, życia uściskami.
Zlaniem dwóch oddechów, powodowaniami,
Bez żadnej różnicy jesieni od lata.
Dalej jak do końca, bo po końcu świata.
Znikły jak sen piękny, mój Jaś umie całuje.
Kiedy siedzi w domu i jak nie poluje.
Toż samo i ze mną, pamiętasz, bywało,
Nie śpiemy na pensyi niekiedy noc całą.
Nowe Beatrycze, Maryla lub Laura.
Marząc w przyszłym mężu korsarza lub Giaura.
Mój Michał niestety, od tego daleki,
Zostać bohaterem zarzekł się na wieki,
I raz tylko w życiu miał postać korsarza.
Jak za drzwi wypychał żyda arendarza!
Te wasze zawody słowo w słowo moje.
I jam też marzyła, że kiedyś we dwoje.
Z pięknym jakim Altem i jak świat ten wielki
Na morskiem wybrzeżu dwie rosy kropelki,
Schowani w zaciszu, żyć będziem dla siebie,
Przez nieba wybrani, szczęśliwi jak w niebie!
Mój Marek tymczasem, taka dola nasza,
Nad wszelkie wybrzeża woli jeryłasza!
A któryż z nich wiemy? żaden!... O drżę cała!
O znam ja z tej strony mojego Michała...
Jaś byle twarzyczka, jak na sżrubach cały...
Marka aż trzy razem sobie wyrywały!
Wietrznicy! – o zmienni! – zdrajcy – samoluby.
Nie pomni na święte przed ołtarzem śluby.
Istoty bez serca, plemię niegodziwe!
O my nieszczęśliwe! o my nieszczęśliwe!
I tu trojga naszych pięknych Beatrycze
Boleści się łzami zalało oblicze.
Trzy główki wymowne rozpaczy wyrazem.
Jak kwiecie podcięte schyliły się razem!
I może by dotąd we łzach je widziano.
Gdyby lokaj nie wszedł, że do stołu dano,
Wstały zatem, poszły, objad smaczno zjadły,
I gębę utarłszy... znowu płakać siadły.[1]